BALNICA
W ZBÓJECKIM GNIEŹDZIE
Turystów ściąga do Balnicy leśna kolejka i najdziksza przyroda. Ostatnio też wielu z nich próbuje dotrzeć do odzyskującej blask kapliczki nad cudownym źródełkiem.
NAJDZIKSZA PRZYRODA. Okolice Balnicy uchodzą za jedne z najdzikszych w całych Bieszczadach. Tereny po byłej wsi są krajobrazowo bardzo malownicze i odludne. Natknąć się na bobry, wilki i niedźwiedzie nie jest tutaj trudno, ale tropione są już tylko przez fotografów. Okoliczne lasy to także raj dla grzybiarzy. Zdarzało się, że w czerwcu w czasie pierwszego wysypu grzybów, turyści podczas pięciominutowego postoju kolejki potrafili zebrać tutaj małe reklamówki borowików i kozaków. Obficie występują też rydze i kanie. Ciekawostką jest, że obok Balnicy kilka potoczków, płynących tylko po dużych deszczach a wypływających ze stoków Matragony należy do zlewni Morza Czarnego.
JAK DOTRZEĆ. Żółty szlak. Wchodzimy na żółty szlak obok wsi Maniów przy drodze wojewódzkiej nr 897 na odcinku między Cisną (ok. 13 km) oraz Komańczą (ok. 18 km). Przy wejściu na szlak funkcjonuje przystanek PKS-u. Chwilę po wejściu na trasę natkniemy się na znak zakazu wjazdu dla samochodów. Można je zostawić na dobrze przygotowanym niestrzeżonym parkingu, obok którego stoi zadaszona wiata ze stołami. Większa część szlaku wiedzie starą drogą dojazdową i nie jest zbyt wymagająca.
Droga do stacji kolejki zajmuje około półtorej godziny natomiast do kapliczki ze źródełkiem około 50 minut. Idzie się lasem najpierw stokiem Kopy później stokiem Matragony. Luźne przestrzenie lasu oraz liczne cieki wodne płynące często wyżłobionymi wgłębieniami wypełnione są agresywnie zarastającymi zakrzaczeniami, ziołami, kwiatami i okazałymi łopuchami. Zieleń na stokach albo odkrywa albo nie dała rady porosnąć licznych kamieni tworzących miejscami gruzowiska. Wszędobylskie cieki i strumyki, schodzące do płynącego wzdłuż szlaku strumienia Balniczka, tworzą gdzieniegdzie podmokłe miejsca a nawet małe rozlewiska, stąd licznie występujące tutaj bobry. Dojście do kapliczki, która znajduje się około 100 metrów od drogi, jest obecnie dobrze oznakowane. Drewniane schodki i pomostki ułatwiają pokonanie nierówności terenu.
Kolejka. Główna stacja i baza kolejki bieszczadzkiej znajduje się w Majdanie koło Cisnej. Dziewięciokilometrową trasę Majdan – Balnica kolejka pokonuje w 45 minut. Tyle samo zajmuje powrót. Połowę trasy jedzie wzdłuż drogi 897 Cisna – Komańcza po czym zaczyna wspinaczkę korzystając z wąwozu, którym spływa Solinka. Ostatni kawałek około kilometra jedzie bieszczadzkim granicznym grzbietem. Kolejka kursuje do Balnicy od maja do września wykonując jeden kurs dziennie. Drugi dodatkowy kurs uruchamiany jest w lipcu i sierpniu, ale tylko w soboty, niedziele i święta. Przejazdy cieszą się wielkim powodzeniem, dlatego aby kupić bilet w miesiącach wakacyjnych warto zjawić się na Majdanie nieco wcześniej. Można wtedy oczekując na kurs zwiedzić zabytkową stację oraz skosztować oferowanych tam bieszczadzkich specjałów. Postój w Balnicy trwał kiedyś zaledwie 5 minut. Obecnie kolejka zatrzymuje się tam na 30 minut. Nie wystarcza to jednak na dojście i powrót z kapliczki, dlatego można zaplanować trasę mieszaną. Podejść do Balnicy od Maniowa żółtym szlakiem odwiedzając kapliczkę ze źródełkiem a następnie zjechać kolejką lub uczynić to w odwrotnej kolejności.
DAWNE ZBÓJNICKIE GNIAZDO. Jeden z ludowych przekazów mówi, że nazwa wsi wiąże się ze słowem banieja – banicja, że wysyłano tam ludzi za karę. Jakkolwiek by nie było z owymi zesłaniami to losy Balnicy bardzo ściśle wiążą się z dziejami karpackich zbójców. Pod koniec XVII wieku wieś przeżyła najazd węgierskich rabusiów zwanych tołhajami, którzy obrabowali osadę ze wszystkiego co się dało. Wkrótce uwagę wielu zbójeckich kompanii zwróciła dominująca nad okolicą góra Matragona a szczególnie jej zachodnie stoki, gdzie urządzili sobie stałe i wygodne siedziby. Pokryta lasami i nieodległa od granicy polsko-węgierskiej pozwalała beskidnikom na grasowanie po jej jednej i drugiej stronie. Z czasem ta zbójnicka osada stała się wsią. Jej mieszkańcy nadali jej wygląd przypominający większość szlacheckich wsi. Nic w tym dziwnego, wielu bowiem z owych zbójnickich banitów miało szlacheckie pochodzenie. Zbudowali nawet własnymi rękoma murowany kościół z wysoką wieżą. Budowla ta nie przetrwała hitlerowskiego najazdu na ziemie polskie. Zewnętrznie świątynia ta nie przypominała
ruskich cerkwi. Jednonawowa i murowana podobna była raczej do rzymskokatolickich kościółków z wielu polskich miasteczek. Z czasem mieszkańcy wsi zapomnieli o zbójnickiej działalności swoich przodków. Rozbójnicze „klimaty” powróciły tu w 1946 roku, kiedy na Ukrainę wysiedlono mieszkańców 57 domostw. W nieodległej Krąglicy UPA wykorzystała do budowy podziemnego szpitala drewno z pozostawionych w Balnicy budynków i obejść.
POZOSTAŁA TYLKO STACYJKA, KAPLICZKA I… DZWON. W malowniczej dolinie, w której rozlokowana była Balnica, nie ma praktycznie śladów po wsi. Założona ona została w 1549 roku. W 1921 było tu 470 stałych mieszkańców (w tym: 426 grekokatolików, 33 katolików rzymskich i 33 osoby wyznania mojżeszowego). W okresie międzywojennym istniała tu placówka straży granicznej, stacja kolejki a w centrum wsi karczma „U Moszka”. Istniał też młyn, tartak wodny oraz olejarnia. Zajmowano się handlem, był masarz, zielarka a nawet stała pielęgniarka. Po wysiedleniach w 1946 roku nastąpiły kolejne w 1947 roku, po których wieś opustoszała a pozostałe budynki rozebrano. Większość wysiedlonych w 1947 roku łemkowskich mieszkańców Balnicy zamieszkuje obecnie okolice Trzebiatowa.
Dziś odnajdziemy jedynie budynek kolejkowej stacyjki, pozostałości przycerkiewnego cmentarza, dwa krzyże oraz nieco dalej kapliczkę nad cudownym źródełkiem. Cmentarz i cerkiew otoczone były niegdyś niskim kamiennym murkiem, którego resztki możemy dziś oglądać. W ogrodzenie wkomponowana była dwukondygnacyjna dzwonnica pełniąca też funkcję bramy. Umieszczono w niej trzy dzwony, które przed nadejściem Niemców zdjęto i potajemnie zakopano. Największy z nich „Święty Michał” został przypadkowo odnaleziony i wykopany w 2006 roku. Ma on 330cm obwodu i wagę 625 kilogramów. Odlany został z brązu w 1927 roku przez ludwisarnię Felczyńskich z Przemyśla. Był jednym z trzech przygotowywanych na międzynarodową wystawę w Paryżu. Nie ma na nim żadnych napisów, są natomiast wykonane przez artystę plastyka Józefa Wilka zdobienia roślinne i figuralne nawiązujące do życia Chrystusa . Po konserwacji dzwon jest obecnie eksponowany w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.
„ Bieszczadzka ciuchcia” dowożąca turystów do Balnicy była w swoim czasie sporym osiągnięciem. Jej budowę rozpoczęto w 1890 roku według projektu polskiego inżyniera Albina Zazula. Uroczyście oddana do użytku w 1895 roku znacząco ułatwiła eksploatację lasów, największego bogactwa Bieszczad. Początkowo przeżywała dosyć dynamiczny rozwój a jej linie dojazdowe przedłużano. Z biegiem lat jednak zawieszano funkcjonowanie wielu odcinków a w 1994 roku całkowicie wstrzymano ruch pociągów. Obecnie po przejęciu jej przez Fundację Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej stała się jedną z głównych atrakcji turystycznych Bieszczad a liczba przewożonych przez kolejkę pasażerów stale rośnie. Ciekawostką jest, że w latach 1918-1938 na długości 1,2 kilometra odcinek toru przed Balnicą przebiegał przez terytorium Słowacji. W 1938 roku przesunięto granicę na szerokości 67 metrów. Był to jedyny przedwojenny nabytek terytorialny Polski, który po II wojnie światowej pozostał w jej obecnych granicach.
ŹRÓDEŁKO I WODA. Według legendy cudowne źródełko odkrył ślepy żebrak udający się z Maniowa do Balnicy. Miało to miejsce latem w czasie ogromnej suszy. Prosił o wodę, ale nikt nie mógł mu pomóc ponieważ studnie i strumienie powysychały. Upał i brak deszczu wysuszył trawy na łąkach i zasiewy. Trzoda i bydło zaczynało padać a i ludzie bardzo cierpieli. W pewnym miejscu niedaleko drogi, gdy zmęczony usiadł w cieniu drzewa usłyszał wyraźny szum wody. Prosił żeby mu jej podano, ale zignorowano to jako majaczenie. Podszedł więc tam i okazało się, że słuch go nie mylił. Spod kamieni, które powygarniał własnymi rękoma, wytrysnęło źródełko. Napił się wody, przemył nią twarz po czym prawie natychmiast odzyskał wzrok. Świadkowie tego zdarzenia rozgłosili to zdarzenie po całej okolicy. Wkrótce obok źródełka wystawiono okazałą kapliczkę. Woda z niego była używana jako cudowne lekarstwo szczególnie na wszelkie choroby oczu oraz przeciw urokom. Czasem odprawiano tu nabożeństwa odpustowe. Wyjątkowe nabożeństwo, w trakcie którego kapłan świecił źródło, odprawiane tu było każdego roku w zielonoświątkową niedzielę. Pobożni wierni pili tę cudowną wodę. Obmywali nią nie tylko twarz ale i inne chore miejsca. Zawsze też zabierali ją do domów.
Woda jest smaczna i ożywcza. Nie czuć w niej soli na co mogłyby wskazywać niektóre miejscowe nazwy. Balnica kojarzona jest ruskim wyrazem bania oznaczającym słone źródło lub kopalnię soli. Podobnie płynąca niedaleko Solinka swoją nazwę zawdzięcza ponoć soli i solankom.
KAPLICZKA. Kapliczka pod wezwaniem Zesłania Ducha Świętego nazywana jest też „Kowalową kapliczką” ponieważ źródło, które tutaj wytrysnęło, znajdowało się na polu będącym własnością balnickiego kowala. Dokładna data jej budowy nie jest znana. Wiadomo, że istniała już w II połowie XIX wieku. Stanowiła lokalne miejsce odpustowe. Chociaż kaplica była greckokatolicka to na podstawie konkordii i tradycji zdążali do niej wszyscy chrześcijanie. Okazało się, że miejsce to cieszyło się dużym powodzeniem wśród polskich osadników ściągniętych tutaj jako fachowa siła robocza do obsługi tartaków, kolejki leśnej oraz miejscowych majątków. Podążali tu na modlitwy i korzystać z daru wody, którą pili i którą przemywali oczy. Po drugiej wojnie światowej kapliczka uległa znacznemu zniszczeniu. W czasie swojej trzeciej bieszczadzkiej wyprawy w 1956 roku odwiedził ją najprawdopodobniej Karol Wojtyłła. Wędrował wówczas z Komańczy przez Wolę Michową i Balnicę do Solinki.
Kapliczka ustawiona na planie kwadratu kryta jest blaszanym dachem, choć pierwotnie był to prawdopodobnie gont. Zwieńczenie dachu stanowi baniasty hełm. Teren jak dawniej ogrodzony jest kamiennym murkiem. W latach siedemdziesiątych kapliczka wyglądała jeszcze całkiem nieźle. Dach nie przeciekał a w środku istniały tynki a nawet freski. Wskutek dewastacji zaczęła popadać w ruinę aby w końcu prezentować opłakany stan. W latach 1998-2002 dzięki pracom przeprowadzonym przez Nieformalną Grupę Kamieniarzy Magurycz powoli zaczęła odzyskiwać blask. Wszystkie prace przy kapliczce podczas letnich obozów wykonane zostały społecznie natomiast niezbędne środki pochodziły z fundacji i darowizn prywatnych osób. Odsłonięto i oczyszczono od zarośli teren. Wzmocniono fundamenty i założono rury drenażowe. Wyremontowano i zakonserwowano więźbę dachową oraz wymieniono blachę na całym dachu. Przebudowano murek wokół kaplicy.
Wkrótce teren kapliczki stał się miejscem plenerów malarskich, rzeźbiarskich i fotograficznych a kapliczka obiektem wystaw. W 2007 roku Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Krośnie ufundowała obraz Matki Bożej Opiekunki Lasu. Namalowany na drzewie gruszy umieszczony został w dotychczas pustej wnęce ołtarzowej. Autorem obrazu jest znany bieszczadzki twórca z Hoczwi Zdzisław Pękalski. W uroczystości poświęcenia obrazu udział wzięli duszpasterze leśników z całej Polski. Wyznaczyli oni sobie również wtedy Balnicę jako miejsce rekolekcyjnego spotkania.
JC