KRYŁÓW

CO NAM CHCE POWIEDZIEĆ ŚWIĘTY MIKOŁAJ

JAK DOTRZEĆ

Mówią o takich miejscach: koniec świata. Z Zamościa mamy tu do przejechania 71 kilometrów, z Lublina 142 km a z Warszawy 316 km. Nie jest też tak, że zajrzymy tu przejazdem. Jet to miejsce docelowe. I nie ma tu wielu innych miejsc docelowych a wśród nich jedne z najbardziej pociągających są pejzaże jak te poniżej autorstwa Wiktora Zina.

GRANICA CYWILIZACJI

Trochę rzeczywiście jak koniec świata. Ale to ujęcie należy obłożyć cudzysłowiem. Natomiast prawdziwe jest stwierdzenie, że tu przebiega nie tylko granica między Polską a Ukrainą ale przede wszystkim granica cywilizacji. Granica która wyjątkowo okrutnie odcisnęła swoje piętno na życiu mieszkańców. Sprawiło to, że tak niewiele zostało tu do zobaczenia. Chyba, że dostrzeżemy coś co ma wymiar niematerialny. Ból! Ten zastarzały od ponad 80 lat, ten wciąż niezabliźniony i ten wciąż na nowo rozdrapywany. Dużo go tutaj. O nim też mówi figura świętego Mikołaja przy cudownym źródełku.

Wielkim piewcą mazowiecko-wołyńskich pejzaży był profesor Wiktor Zin, który urodził się w Hrubieszowie 22 kilometry na północny zachód od Kryłowa. Niemal obowiązkowo przy omawianiu cudownego źródełka w Kryłowie przytaczany jest fragment jego książki Opowieści o polskich kapliczkach:"Każdej niedzieli i w każde święto gromadziły się tu dziesiątki ludzi. Na Wilcze Uroczysko ściągały tłumy. W świetle zebranych relacji trudno mówić jedynie o kulcie Św. Mikołaja, to był zapewne dodatek do osobliwych wierzeń i uzdrowicielskiej cudownej mocy świętego wilka. Te wierzenia o cudownej mocy wilka sprawiły, iż kobiety, które nie mogły zajść w ciążę siadały na tym wilku głaskały go po brzuchu a następnie wskakiwały do wody na chwilkę do źródełka i to wystarczyło, aby oczekiwać swoich marzeń tych czy innych..."

Rzeka Bug w okolicach Kryłowa jest rzeką - granicą z Ukrainą. Jest to też jedno z najbardziej dzikich łowisk w Polsce. Łowimy tam : suma, szczupaka, sandacza, okonia, karpia, bolenia i lina. Odcinek w Kryłowie charakteryzuje się mnogością dobrych miejscówek. Łowimy tu spiningiem jak i metodą gruntową. Ryby lubią się chować w licznych konarach drzew. Ciężko je stamtąd wyprowadzić dlatego należy montować mocne zestawy. Ponieważ Bug jest rzeką graniczną przebywanie na łowisku należy zgłosić do placówki Straży Granicznej w Kryłowie (telefonicznie bądź osobiście). Tylko wtedy przebywanie tam jest dozwolone.

HISTORIA - NAMACALNA OD EPOKI KAMIENIA ŁUPANEGO

Wędrując po okolicy autor dotarł do jednego z miejscowych gospodarstw. Obejście właścicielki graniczyło z terenem wykopalisk związanych z sąsiadującym z nią kurhanem. W pewnym momencie, spacerując po ogrodzie, właścicielka wskazała na duży płaski kamień, na którym leżała duża kupka również płaskich kamyków. Podała mi jeden. Uchwyciłem go zbyt szybko i mocno kalecząc się. Był bardzo ostry. Okazało się, że są to krzemienne nożyki znajdowane na jej podwórku podczas prac ogrodowych. Datowanie tych kamiennych narzędzi prowadzi nas około 4500 lat wstecz.

Trzy i pół tysiąca lat potem czyli tysiąc lat temu do tego regionu przylgnęła nazwa Grody Czerwieńskie. Zamieszkiwały je plemiona lechickie. Potwierdzenie tego znajdujemy w notatce kijowskiego dziejopisarza z 981 roku: Roku 6489 [981]. Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich: Przemyśl, Czerwień i inne grody, które do dziś dnia są pod Rusią. Tegoż roku i Wiatyczów zwyciężył i nałożył na nich dań od pługa, jaką i ojciec jego brał. Ziemie Grodów Czerwieńskich odzyskał dopiero Bolesław Chrobry w 1018 roku.

ŹRÓDEŁKO

Napis na drewnianej tablicy przy figurze św. Mikołaja:

Kto ustawił tę figurę i skąd wziął się trwający po dziś dzień, już nie tak silny jak niegdyś, kult tego miejsca? Według miejscowej tradycji figurę św. Mikołaja patrona trzody postawił przy źródełku rządca majątku w Kryłowie, któremu przyśniło się, że nadchodzi pomór na bydło.

Inna wersja mówi, że rządca został wyleczony z paraliżu przez cudowną wodę ze źródełka i postawił tę figurę z wdzięczności.

Opowiada się też, że za cara prawosławni i katolicy sądzili się kto ma korzystać z cudownej wody. Ciekawe przekazy starszych mieszkańców tych okolic relacjonuje w swej książce profesor Zin. Oto niektóre z nich. W drugiej połowie minionego stulecia miejsce to zaliczone było do najsławniejszych sanktuariów Chełmszczyzny, Zamojszczyzny i Wołynia. Każdej niedzieli i w każde święto gromadziły się tu dziesiątki ludzi. Na Wilcze Uroczysko ściągały tłumy. W świetle zebranych relacji trudno mówić jedynie o kulcie św. Mikołaja. To był zapewne dodatek do osobliwych wierzeń i uzdrowicielskiej cudownej wody ( ... ).

OBLICZA ŚW. MIKOLAJA

Pierwsze:

fałszywe oblicze tłustego głupka w czerwonej piżamie mającego do powiedzenia tylko Ho, ho, ho! Nie jest on przedstawiany jako ten prawdziwy z Bari, ale jego namolna ekspansja w świadomość nie tylko dzieci ma za zadanie wypchnąć tego prawdziwego. Wymazać tego prawdziwego i wepchnąć człowieka w świat wartości opartych na agresywnym konsumpcjoniźmie.

Drugie:

św. Mikołaj etnograficzny (z wilkiem). Ten, o którym wspominał profesor Wiktor Zinn. Tkwi w polskiej tradycji ludowej, głównie w regionach wschodnich. Był tam czczony jako opiekun wilków i jednocześnie pasterzy. Chronił ich trzody przed dzikimi zwierzętami i chorobami. W wigilię święta świętego Mikołaja pasterze podejmowali posty wierząc, że przyczyni się to do ocalenia ich stad. W cerkwiach i kościołach składano ofiary. Gospodarze tego dnia udawali się po święconą wodę którą kropili bydło i konie. Śpiewali wtedy: „Święty Mikołaju, weź kluczyki z raju. Zamknij psa wściekłego i wilka dzikiego. Niech nie zipie na tę rosę, na której ja bydło pasę”. Stąd też na wielu wizerunkach św. Mikołaja widzimy go w towarzystwie wilka. I tak też jest tutaj w Kryłowie.

Ostrzeżenie na marginesie. W wielu artykułach o cudownym źródełku w Kryłowie pojawia się informacja, która przenosi powstanie rzeźby wilka w bardzo odległe czasy sugerując, że jest to pozostałość wiary w starosłowiańskiego boga Wellnesa (czczonego też pod postacią wilka). Jest to pokłosie działalności pewnego smutnego nieszczęśnika zwanego guru polskich rodzimowierców. Błąka się on po Polsce a za nim kilkunastu jego zwolenników. Wypełnia tysiące stron chorymi i obleśnymi urojeniami jak wspomniana przy paru innych cudownych źródełkach ich teza, że ciemne oblicze Matki Bożej na wielu wizerunkach to nie jest Jej karnacja, ale osmalenie sadzą od rozżarzonych piorunów, które na świat rzuca Jej mąż Zeus.

Trzecie:

św. Mikołaj - esencja dobroci, wrażliwości i opiekuna. Szczegóły znajdziemy m.in. w opowieściach: O trzech córkach, Żeglarzach i zbożu, Oficerach i wielu innych. Szczególnie nośna dla opisu jego postaci jest opowieść O trzech córkach. Bardzo bogaty z domu wykorzystywał swój majątek. Hojnie obdarowywał tych którzy byli w największej potrzebie. Szczególnie młode panny, dla których brak posagu był przeszkodą do zamążpójścia. Dobre, bogobojne i szczęśliwe rodziny były dla niego bardzo ważne. Nie lubił się ujawniać jako darczyńca. Trzosy wypełnione pieniędzmi i złotem wrzucał do potrzebujących domostw przez okna. Ten jego ryt niósł się przez wieki najbardziej i utrwalił się w tradycji właśnie w czasie adwentu i świąt Bożego Narodzenia. W ikonografii świętego Mikołaja zobaczymy to w postaci trzech trzosów lub trzech złotych kul. Znajdziemy je również w Kryłowie. Najbardziej rzuca się tam w oczy figura św. Mikołaja i figura wilka z jego lewej strony. Ale z jego prawej strony dostrzeżemy wykuty w kamieniu koszyk a w nim trzy trzosy-kule.

CIOS KTÓRY URATOWAŁ ŚWIAT

Rzecz miała miejsce Nicei na zachodnim śródziemnomorskim wybrzeżu Turcji. 1700 lat temu (latem 325 roku). Cesarz Konstant Wielki zwołał sobór (Sobór Nicejski II). Wiele spraw w katolicyzmie musiało być wyjaśnionych. Miało minąć jeszcze sto lat zanim pojawi się święty Augustyn, który odpowiadając na wiele pytań uporządkował większość z nich tworząc katolicką doktrynę. Konstantyn zwołał sobór żądając, a właściwie prosząc biskupów o wyjaśnienie wielu kwestii. Nie chciał rządzić po omacku ale kierując się wytycznymi soboru. Nie chciał wpływać na rozstrzygnięcia ani przed ani po soborze.

Wśród kwestii podjętych na soborze dwie wysunęły się na czoło. Sprawa dogmatu o Trójcy Świętej i o sposobie sprawowania władzy przez rządzących. Obie mocno się zazębiające u swoich podstaw. Wokół tych problemów uformowały się trzy grupy biskupów tworząc silne i wyraziste frakcje. Pierwsza nieliczna ale wpływowa grupa zgromadzona wokół aleksandryjskiego kapłana Ariusza przeciwna dogmatowi o Trójcy Świętej i zdecydowanie i twardo negująca boskość Jezusa. Druga również nieliczna, zgromadzona wokół świętego Mikołaja z Bari. Zdecydowanie optowali za utrzymaniem dotychczasowej formuły dogmatu a tezę nieboskości Jezusa uważali za najgorszą ze wszystkich herezji. I trzecia zdecydowanie największa grupa biskupów zainteresowanych przede wszystkim przypodobaniu się cesarzowi. Uważali oni, że jeśli przyznają cesarzowi wyjątkowo mocne prerogatywy władzy i rządzenia to i oni sami na tym zyskają. Problem tkwił w tym, że prerogatywy te szły w parze ze zmianami w dogmacie o Trójcy Świętej.

Wynik soboru wydawał się być przesądzony. Nadeszło ostatnie przemówienie. Wygłaszał je kapłan z Aleksandrii Ariusz. Główna postać frakcji zwanej arianami. W dużej mierze twórca arianizmu - grupy negującej dogmat o Trójcy Świętej i boskość Chrystusa. Jego pełna przekonania postać i mowa wydawała się już emanować właściwie niczym nie zagrożonym sukcesem.

To co się miało za chwilę stać stało w całkowitej sprzeczności z naturą św. Mikołaja. Osoby będącej niemal definicją i esencją łagodności, empatii, wrażliwości i siły przenikliwego przekonywania ale opartego na dobroci. Ale jednak nieugięty. Całe swoje kapłańskie i biskupie życie bronił dogmatu o Trójcy Świętej a szczególnie drażniło go podważanie boskości Chrystusa.

Na środek wyszedł Ariusz. Otoczony kręgiem przysłuchujących się obrado biskupów zbliżył się do cesarza Konstantyna Wielkiego. W pewnym momencie swojego przemówienia powiedział: "Był taki czas, kiedy Logos (Chrystus) nie istniał, a więc nie jest równy Bogu Ojcu, a zatem Logos nie jest przedwieczny, nie jest Bogiem, jest tylko pierwszym ze stworzeń".

CIOS

Na te słowa poderwał się z ław Mikołaj biskup Miry i przed całym zgromadzeniem uderzył Ariusza w twarz tak, że aż tamten padł na ziemię...

Został zadany otwartą dłonią. Płaski. Nazywamy taki damski albo z liścia. Ale był bardzo mocny. Ariusz nie to że się zachwiał. Poleciał jak długi na wyłożoną kafelkami podłogę letniego pałacu Konstantyna i wylądował tuż przed jego nogami. Wzburzenie biskupów było ogromne. Soborowe obrady przerwano. Świętemu Mikołajowi skonfiskowano strój biskupa i wtrącono do więzienia. Spędził tam zaledwie tydzień albowiem ... zaczęło się coś dziać. Obrady wznowiono ale cios okazał się momentem przełomowym. Biskupi zdali sobie sprawę z tego, że nie wolno jest kupczyć prawdą, by przypodobać się komukolwiek, nawet samemu cesarzowi. Jeden po drugim zaczęli zmieniać zdanie i odwracać się od nauki Ariusza. Wkrótce jego stronnictwo pozbawione zostało jakiegokolwiek wsparcia przez pozostałych biskupów. Jego nauki uznane zostały za herezje. Wszystkie ich księgi publicznie spalono a ich samych skazano na wygnanie.

Dobroć nie polega na pobłażliwości w akceptowaniu wszelkich postaw i dopasowywaniu obiektywnej prawdy do zmiennych okoliczności. A świętym zostaje się nie tylko za dobre serce, ale również za odwagę z jaką broni się wiary. To główny wniosek z tej historii. I to powinno być czwarte i najważniejsze oblicze św. Mikołaja. Zawsze trudne a czasem niewygodne. Niestety to oblicze umyka skryte za wcześniej wymienionymi obliczami: świętego Mikołaja wypieranego przez postać tłustego i pustego głupka w czerwonym kubraku, świętego Mikołaja zredukowanego do etnograficznych wymiarów ludowej pobożności i świętego Mikołaja esencji dobroci, łagodności i opiekuna.

Teologiczne konsekwencje. Refleksje na ten temat pozostawiamy czytelnikom i teologom. Jedyne co trzeba zrobić to pokazać kierunek, w którym to zmierza i zagrożenie jakie sprawia dla praktyki społeczno-politycznej. Przyznanie cesarzowi wyjątkowych prerogatyw czyniłoby z niego cezaropapieża. Tendencja taka uwidoczniła się w kościele kręgu bizantyjskiego już wcześniej. Na co niewątpliwy wpływ miała większość cywilizacji wschodnich i dalekowschodnich. Owe prerogatywy stawiałyby go nie tyle ponad prawem co pozwalałyby mu to prawo kształtować. Łącznie z prawem Bożym. Inaczej mówiąc decydowałby o tym co jest dobre a co złe. Miałby możliwość wchodzenia w skórkę Pana Boga. Jak to się skończyło w piśmie świętym wszyscy wiemy. Dywagacje takie wcale nie są naciągane. Dotyczy to nie tylko cesarza i późniejszych rządzących ale również rządzonych, którzy zostali przeniknięci owym relatywizmem dobra i zła.

Ciekawą optyką na ten temat jest stosunek kościoła katolickiego i prawosławnego do cesarza Konstantyna Wielkiego. Katolicyzm bardzo wysoko ocenił zasługi Konstantyna dla rozwoju i utrwalania chrześcijaństwa. Jego przydomek Wielki wydaje się być jak najbardziej zasłużony. Nigdy jednak nie pojawiły się żadne tendencje aby go wprowadzić na ołtarze jako błogosławionego lub świętego. Na przeszkodzie temu stały niezbyt chwalebne zachowania Konstantyna w młodości i na początku kariery politycznej. Przypisuje mu się kilka zabójstw. Nawet we własnej rodzinie. Zupełnie inaczej jest w prawosławiu. Tam Konstanty Wielki jest świętym. Malo tego. Przypisuje mu się tytuł święty ponad świętymi. Mało tego. Określa się go jako świętego równego dwunastu apostołom. A jak to się skończyło. Co jakiś czas możemy zobaczyć w telewizji i internecie krótkie reportaże z Rosji, w których widzimy starsze panie rozdające obrazki ze świętym Putinem. Całkiem uzasadnione jest również pytanie czy 100%, czy tylko 99% prawosławnego duchowieństwa w Rosji to agenci KGB, FSB czy też innych podobnych tworów.

I tutaj wracamy do Kryłowa, do granicy na Bugu. Bowiem za tą rzeką mamy inny świat. Inną cywilizację. Ludzi przenikniętych mentalnie cezaropapizmem, dla których Boży ład moralny nie istnieje. Gotowych zabijać i robić najpotworniejsze rzeczy na zawołanie swoich szefów i władców bo to oni decydują co jest dobre a co złe.

Skoro określiliśmy co jest za Bugiem to trzeba też parę słów powiedzieć co jest po naszej stronie. Mamy u nas silne dziedzictwo świętego Mikołaja. Prymat ładu moralnego. I tysiące postaci, które strzegły tego ładu moralnego ponosząc nieraz bardzo tragiczne konsekwencje swojej postawy. Przede wszystkim należy tu wspomnieć świętego Stanisława Biskupa Męczennika. Przez długi czas św. Stanisław współpracował z królem Bolesławem Śmiałym. Kiedy ten jednak zawiesił ład moralny i zaczął kierować się swoimi widzimisiami wówczas św. Stanisław zaczął go napominać aby w końcu powiedzieć stop. W rezultacie w 1079 roku król osobiście zadał mu w głowę siedem ciosów mieczem. Św. Stanisław został jednak patronem Królestwa Polskiego. Później wszyscy władcy Polski (z wyjątkiem Stanisława Augusta Poniatowskiego) w przeddzień swojej koronacji udawali się do grobu św. Stanisława oddając mu hołd, co miało również wymiar obietnicy stania na straży ładu moralnego w obronie którego św. Stanisław poległ. Historia ta jednak trwa i powtarza się od tysiąca lat. Czymże bowiem jest nonpossumus Kardynała Wyszyńskiego jak nie jej kontynuacją. Rządzący Polską komuniści koniecznie chcieli mieć możliwość mianowania polskich biskupów. Ich rękoma i decyzjami mogliby wpływać na to co będzie uważane za dobre a co za złe. Tym samym ład moralny byłby istotnie zagrożony. Zdecydowana odmowa kardynała Wyszyńskiego skończyła się jego trzyletnim uwięzieniem.

Historia ta powtarzała się przez wszystkie wieki w większości krajów katolickich. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest to jakiś standard, jakaś norma, w której presja władzy i obrona norm moralnych tworzy pewne iskrzenie. Efekty były bardzo różne. Nie zawsze biskupi dawali sobie radę. Nie zawsze stawali na wysokości zadania i wielu przegrywało i wielu dawało się przekupić ale w większości przypadków nie kończyło się tak źle jak w protestanckiej Szwecji, gdzie biskupów mianuje rząd a do episkopatu włącza swoich urzędników. W efekcie episkopat szwedzki składa się czasem wyłącznie z różnej maści zboczeńców a odsetek praktykujących religijnie Szwedów wynosi nie więcej jak 0,5%.

Trzecia i najbardziej destrukcyjna posoborowa opcja nie ujawniła się od razu. W pełnej swojej destrukcyjnej formie ukazała się dopiero po 1300 latach. Ojcowie soborowi i cesarz Konstantyn po odrzuceniu ariańskiej herezji i spaleniu ich ksiąg skazali ariańskich biskupów na banicję. Jednym z takich biskupów był niejaki Wulfila, syn Greczynki i Germana. Udał się on do Germanii. Wtedy poza granicami imperium rzymskiego. W ślad za nim wyruszyło wielu innych. Ich działalność skutkowała tym, że znacznie później na gruzach imperium rzymskiego powstał twór naśladujący imperium ale z dominującym wyznaniem ariańskim. Wprowadzili potworny ucisk poddanych a w sąsiednich krajach wprowadzali arianizm ogniem i mieczem. Nie przetrwali a historia jakoś o nich zapomniała. Jednak działalność kolejnych aktywistów arianizmu sprawiła, że ich idee i koncepcje trwały i przygotowały grunt do pojawienia się Lutra. Przeskakując spory kawał historii widzimy spotykających się protestantów i ukraińskich prawosławnych tu w Kryłowie na terenie Wołynia, Galicji i podczas rzezi Pragi po upadku powstania warszawskiego. Jedni i drudzy nie przejmowali się ładem moralnym. Odrzucili je i zastąpili okrucieństwem.

Ale ukraińców charakteryzowało jeszcze coś więcej. Można to nazwać nieprawdopodobnym zwyrodnialstwem. Przez ostatnie sto lat mieliśmy całą serię wydarzeń, które się kwalifikują jako ludobójstwo. Nie tylko Niemcy, nie tylko sowieci. Ludobójstwo Ormian, ludobójstwo w Kongo belgijskim, ludobójstwo w Bośni i Hercegowinie czy też ludobójstwo w Rwandzie. Wszystko to są makabryczne historie. Ale wszystkie one bledną wobec rozpasanego zwyrodnialstwa jakie uprawiali ukraińcy w południowo-wschodniej Polsce. Cały powyższy wywód o świętym Mikołaju i o tym co się wydarzyło na Soborze Nicejskim I jest w pewnym sensie uzasadnieniem określenia ukraińców jako zwyrodnialców. Nie z powodu uprzedzenia do nich ale z powodu dostrzeżenia ich specyficznej mentalności. Mentalności, z której skutecznie usunięto ład moralny.

Konstanty Wielki na swój przydomek wielki zasłużył również poprzez fakt, że kiedy na początku Soboru Nicejskiego I okazało się, że biskupi chcąc wkraść się w jego łaski chętnie obdarzą go prerogatywami czyniącymi go cezaropapieżem, nie skorzystał z tego. Nie o to mu chodziło kiedy zwoływał sobór. Oczekiwał wytycznych, wyjaśnień i oparcia w dobrze poukładanej wykładni katolicyzmu. To co później zrobili z nim prawosławni sprawiło, że kiedy zaglądamy do wikipedii szukając o nim informacji znajdziemy tam nie jedną postać Konstantyna z wyeksponowaniem różnic w ujęciu katolickim i prawosławnym ale dwie. Tak bardzo różne, że nie sposób go było potraktować w jednym materiale. Rzecz w tym, że nie jest on pokazany jako dwie różne osoby. Jest on pokazany jako reprezentant dwóch różnych światów, dwóch różnych cywilizacji. I trzeba powiedzieć, że w tej wschodniej cywilizacji nie ma różnicy miedzy rosjanami i ukraińcami. Ład moralny został zepchnięty na bok. Dominanty to: okrucieństwo, służalczość, nakłanianie do zbrodni, agresywność, powalająca korupcja. Cechy te to nie tylko ocena. To zadekretowany niemal i zalecany sposób działania organizacji posługujących się czerwono-czarnym sztandarem. Znajdziemy je jako ideologię OUN i UPA. Znajdziemy je również w rozkazach dla bojówek i oddziałów działających w południowo-wschodniej Polsce. I znajdziemy je w sposobie ich działania. Ukraińcy chcieliby to ukryć i wymazać. Stąd ich paranoiczny opór przed badaniem grobów i ekshumacją bestialsko pomordowanej ludności Polski. Ekshumacje te ujawniłyby nie tylko wielką liczbę pomordowanych. Niewykluczone jest, że liczba ta przekracza 200 000. Ujawniłyby przede wszystkim bestialstwo, zdziczenie i kompletne zwyrodnialstwo. Kości ofiar opowiedziałyby wiele. Rozłupane czaszki, poobcinane koniczyny poprzekłuwane widłami ciała dzieci.

Wszystko to jest wpisane w czerwono-czarne sztandary. I jest ich na Ukrainie coraz więcej. Miejscami wydają się wypierać wręcz te żółto-niebieskie. Najbardziej tragiczne jest to, że ukraińcy wydają się tym potwierdzać u siebie opis ich mentalności z której ład moralny został wyparty. Znamienna jest ich reakcja na zapowiedź zrównania w Polsce symboliki nazistowskiej Niemców z symboliką OUN i UPA. W tym czerwono-czarne sztandary. Uznali oni, że będzie to zamach na ich NARODOWĄ TOŻSAMOŚĆ. W tym miejscu warto by przytoczyć często spotykane w południowo-wschodniej Polsce nie tylko po wojnie ale i obecnie stwierdzenie: Nie odwracaj się do ukraińca plecami, bo poczujesz nóż w plecach.

JC