ŁOPIENKA
ZOSTAŁY TYLKO NIEDŹWIEDZIE I STUDENCI
Dolina po dawnej wsi Łopienka jest przez wielu postrzegana jako jedna z wielu podobnych w Bieszczadach. Jednak dla wielu Polaków powojennych pokoleń jest to miejsce niepowtarzalne, niemal kultowe, obdarzone swoim „klimatem” i urokiem.
Jak dotrzeć. Łopienka to niezamieszkała „miejscowość” na wysokości 550 m n.p.m. Położona jest na północnym stoku Łopiennika osiągającego 1069 m n.p.m. Przepływa tam mały lewobrzeżny dopływ Solinki. Od zachodu osłania wieś zalesiony masyw Durnej (979 m n.p.m.). W części północnej zalega grzbiet łączący masyw Durnej i Korbania (905m n.p.m.) ze znajdującą się pomiędzy nimi na wysokości 697 m n.p.m. przełęczą Hyrcza. Dolinę Solinki od południa zasłania grzbiet Jamy.
Dostać się do Łopienki możemy na trzy sposoby:
- z Dołżycy koło Cisnej – korzystając z czarnego szlaku kierujemy się na szczyt Łopiennika (zajmie nam to około jednej godziny), a następnie zmieniamy szlak kierując się do studenckiej bazy namiotowej w Łopience (co nam zajmie około 45 minut)
- posługując się mapą, gdyż trasa nie jest oznakowana możemy dojść do celu przez przełęcz Hyrcza ze szczytu Korbani (zajmie to około półtorej godziny)
- korzystając z samochodu, jadąc drogą z Dołżycy przez Buk wzdłuż Solinki. Za mostem na rozjeździe kierujemy się w lewo napotykając po chwili parking (2 zł/godz.). Do Łopienki pozostało nam około 2,5 kilometra marszu. Trasa wiedzie malowniczą dolinką gęsto utkaną źródełkami.
Strzeżony parking przypomina nieco westernowy postój dla konia. Zjawiając się tam rankiem można odnieść wrażenie, że zaspanemu parkingowemu sprawiamy niemiłą niespodziankę. Na starszych mapach dojazd do cerkwi drogą gruntową jest oznakowany jako zamknięty. Od pewnego czasu zakaz usunięto, należy się jednak liczyć z możliwością zatarasowania przejazdu przez pojazdy dokonujące zrywki i wywózki drewna. Osobliwym atutem spaceru jest możliwość przyjrzenia się pracy „węglarzy”. Część retort dymi, a w niektórych widać przygotowane do węglenia drewno.
UZDRAWIAJĄCA WODA. Dziesięć minut drogi od cerkwi znajduje się źródełko, słynące jako uzdrawiające. Dostępność jego wody zależy w dużej mierze od bieżącego poziomu wód gruntowych. Woda z tego źródełka pomagała na choroby oczu. Jej lecznicze właściwości wykorzystywane były przez pielgrzymów najczęściej w czasie odpustów. Źródło znajdowało się wówczas między cerkwią, a nowym cmentarzem. Nad źródełkiem umieszczona była murowana kapliczka z wnęką.
W czasie odpustów odprawiano tam również nabożeństwa. Łopienka posiadała też drugie cudowne źródełko. Czerpana z niego woda miała pomagać na oparzenia. Znajdowało się ono przy drodze na przełęcz Hyrcza. Źródełko na przełęczy Hyrcza wyschło a miejsce po nim jest dzisiaj porośnięte sosnami. Podobnie zaczyna się dziać ze źródełkiem przy cerkwi, które w upalne i bezdeszczowe lata zanika.
DZIEJE ŁOPIENKI
Dzieje najstarsze
- Wieś powstała przed 1543 rokiem. Zasłynęła przede wszystkim z tego, że ukazała się tu pod postacią ikony Matka Boska. Wkrótce Łopienka stała się słynnym ośrodkiem kultu maryjnego.
- W 1672 roku ziemia sanocka przeżywała największy w dziejach tatarski najazd. Skutki jego były przerażające. Ogromne połacie kraju zostały wyludnione, a zniszczenia zabudowy sięgały 85-95%. Był to żywioł znacznie bardziej dokuczliwy niż potop szwedzki z lat 1656-1660. W Łopience niezniszczone pozostały zaledwie trzy zabudowania.
- W 1757 roku Strzeleccy herbu Jastrzębiec ufundowali murowaną cerkiew parafialną pod wezwaniem św. Paraskewii. Umieszczono w niej łaskami słynącą ikonę Matki Bożej z Dzieciątkiem.
Warunki życia
- W latach 1772-1918 wieś zamieszkiwało od 27 do 33 rodów. W 1895 roku wieś liczyła 353 mieszkańców (327 unitów, 15 katolików i 11 osób wyznania mojżeszowego).
- Nieurodzajna gleba i oddalenie od szlaków komunikacyjnych powodowały dokuczliwe ubóstwo mieszkańców tej górskiej wsi. Uprawiano głównie owies, z którego na żarnach wyrabiano mąkę i wypiekano owsiany chleb. Podstawowych witamin dostarczała kapusta, której dużo tutaj uprawiano. Ważna była również uprawa lnu. Z ziarna lnu w Pradziejowej i Dołżycy produkowano olej natomiast z włókien przędzono nici. Tkactwem zimą zajmowały się prawie wszystkie kobiety.
Deportacje
- Deportacje rozpoczęto wiosną 1946 roku. 3 maja na Ukrainę wysiedlono 326 osób (60 rodzin i 7 osób samotnych). Za stawianie oporu zastrzelone zostały 2 osoby. Znane są nazwiska wszystkich osób, zarówno wysiedlonych jak i tych pozostawionych (62 osoby). Nie jest natomiast znany sposób i dokładna data wysiedlenia pozostałych. Ostatnie siedem rodzin wysiedlono prawdopodobnie w czasie akcji „Wisła” w 1947 roku.
- Nienaruszona pozostała cała zabudowa wsi łącznie z cerkwią, plebanią i zabudowaniami dworskimi. Opuszczone domy były rozbierane systematycznie. Traktowano je jako darmowy materiał budowlany lub opał.
- Podczas akcji osiedleńczej nie znaleziono wśród nowych ściąganych w Bieszczady osadników chętnych do osiedlenia się w tej wsi.
- W uroczej dolinie obok Łopienki powstała na początku lat osiemdziesiątych baza namiotowa Akademickiego Klubu Turystycznego SGGW-AR w Warszawie.
CERKIEW W ŁOPIENCE
Łopienka była najważniejszym w Bieszczadach ośrodkiem kultu maryjnego. Cerkiew była elementem wyróżniającym Łopienkę wśród podobnych jej wsi. Najstarsza w Bieszczadach, murowana, była nieproporcjonalnie duża jak na potrzeby mieszkańców. Wynikało to stąd, że kult obrazu i pielgrzymki ciągnące do Łopienki wymagały świątyni nieco większej. Jest to budowla murowana z kamienia, trójnawowa. Data jej wzniesienia nie jest pewna. Powstała na pewno w miejscu wcześniejszej drewnianej. Celem budowy nowej było umieszczenie w niej ikony Matki Boskiej, która cudownie się pojawiła na rosnącej obok lipie. Do dziś jest to najstarsza z murowanych cerkwi w Bieszczadach. Wykonana z nieobrobionego tzw. „dzikiego” kamienia jest dzisiaj jedynym tego typu obiektem w rejonie. Nad obiektem doprowadzonym do stanu graniczącego z ruiną opiekę roztoczył historyk sztuki i studencki działacz turystyczny Olgierd Łotoczko. Prace rekonstrukcyjne i konserwatorskie trwają do dziś. Obecnie cerkiew wyposażona jest w nowy blaszany dach i nowy drewniany strop oraz w witraże w oknach. Wewnątrz duża figura „Chrystusa bieszczadzkiego” i cudowna ikona przy zaimprowizowanym ołtarzu.
Cerkiew jest otwarta dla zwiedzających, nie wyznaczono godzin otwarcia, jak zazwyczaj w innych obiektach - jest otwarta cały czas. Wielu turystów zaskoczonych jest, że na takim odludziu, gdzie wokół żywej duszy, drzwi do cerkwi swobodnie ustępują.
CUDOWNA IKONA. Ikona, której oryginał znajduje się w Sanktuarium Matki Bożej w Polańczyku pochodzi z pierwszej połowy XVIII w. Namalowana (napisana jak mówią prawosławni) w typie Matki Bożej Rzymskiej jest kopią słynnej ikony z Werchraty koło Lubaczowa.
Z wizerunkiem Matki Bożej Łopieńskiej wiąże się wiele opowieści. Jedna z nich mówi, że po znalezieniu obrazu w Łopience odwożono go aż trzykrotnie do pobliskiej wsi – Terki. Obraz jednak w cudowny sposób powracał. Inne podania głoszą, że cudowny obraz zatrzymał się na stojącej obok cerkwi okazałej lipie. Spostrzegły go tam gęsi, które głośnym gęganiem powiadomiły o tym ludzi. Kolejne podania głoszą, że w drodze do Terki, woły ciągnące wóz z obrazem stanęły na granicy Łopienki, Buka oraz Polanek i nie chciały dalej iść. Sprowadzono jeszcze dwa woły, ale i to nie pomogło, więc tamtejsi mieszkańcy wrócili z cudowną ikoną do Łopienki.
Kiedy ikona naprawdę trafia on do Łopienki?- nie wiadomo. Powróciła tam w postaci kopii jesienią 2000 roku. Dzięki obrazowi od co najmniej XVIII wieku, aż do wysiedleń miejscowej ludności po II wojnie światowej, Łopienka była najważniejszym i największym miejscem kultu maryjnego na terenie Bieszczad. Na najważniejszy, rozpoczynający się 13 lipca odpust przybywali wierni m.in. z Rzeszowa, Sniny czy Użhorodu. Na kilkudniowym odpuście zaczynającym się 13 lipca przybywało co roku kilka, a czasem i kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Prócz miejscowych Rusinów spotkać tutaj było można Polaków zza Rzeszowa, Ślązaków od Andrychowa, Żydów od Krakowa, Węgrów od Ungwaru i Sniny. Wspaniały opis odpustu łopieńskiego znajdziemy w literaturze Zygmunta Kaczkowskiego „Mąż szalony”.
CHRYSTUS BIESZCZADZKI. Wykonał go z kawałków drewna wymodelowanych przez przyrodę bieszczadzką Kamil Patora z Nowego Sącza. Figuralna forma przedstawia postać wędrowca, który po pięćdziesięcioletnim wygnaniu wrócił tam, gdzie nieliczni już dawni mieszkańcy nie wracają. Z kosturem w ręku, pustą torbą po chlebie i zmęczony przysiadł na pniaku i błogosławi turystów i pielgrzymów.
Odwiedzający świątynię wydają się być zaskoczeni tą rzeźbą ale intuicyjnie wyczuwają w niej mistyczny symbol łączący stare i nowe czasy oraz ludzi zamieszkujących kiedyś te tereny z tymi, którzy dzisiaj zadają sobie trud dotarcia tutaj. Nawiązuje do tego również tytuł rzeźby.
ODPUSTY WRACAJĄ. Do niedawna miejsce zapomniane i mało znane. Dzisiaj dla wielu miejsce upragnione, a czas odpustu to ukoronowanie wielkiego oczekiwania na Maryję w miejscu tak bardzo pięknym. Czas tutaj się zatrzymał, a górski krajobraz roztacza ciszę, w której pielgrzymi mogą usłyszeć samych siebie.
W pierwszą niedzielę października zjawiają się tutaj nie tylko miejscowi, czyli przewodnicy górscy, leśnicy i goprowcy ale także pielgrzymi z bliższych i dalszych okolic, przewodnicy PTTK z grupami, harcerze, rzesze turystów indywidualnych, mieszkańcy okolicznych wiosek oraz okoliczni duchowni. Ludzie nie tylko w jakiś sposób związani z Łopienką, ale przede wszystkim ci, którzy pokochali to miejsce. Mówią, że kto raz tutaj zajrzał, to pozostaje w nim pragnienie aby tu wrócić chociaż na krótką modlitwę. Na październikowy odpust docierają tutaj w przeróżny sposób. Szlakami turystycznymi, samochodami oraz autokarami w zorganizowanych grupach. Jednej z grup przez wiele lat przewodniczył ksiądz Jan Bartnik – inicjator powojennych pielgrzymek i odpustów w Łopience. Jest to nowa tradycja Łopienki (chociaż w rzeczy samej wznowiona w 2000 roku jest po kilkudziesięciu latach przerwy kontynuacją poprzedniej wielowiekowej). Odprawiane jest nabożeństwo ekumeniczne przedstawicieli kościoła rzymsko-katolickiego i wschodniego. Kościół/cerkiew wypełnia się modlitwą nie tylko w czasie odpustów. Modlitwa unosi się każdego dnia niesiona pokornym skupieniem turystów i pielgrzymów. Liczne są tutaj czuwania i chętnie zawierane śluby, a grudniowe zwały śniegu nie są żadną przeszkodą dla przybywających na pasterkę.
PARASKEWA. Paraskewa pochodziła z pobożnej rodziny, jej imię przetłumaczone z języka greckiego na język polski brzmiałoby: Piątek. Po śmierci rodziców Paraskewa udała się do Ziemi Świętej, a później na Pustynię Jordańską. Tam naśladowała surowe, samotne życie eremitów, żywiąc się korzonkami traw pustynnych. Po wielu latach pustelniczego życia objawił się jej anioł i polecił, aby wróciła do ojczyzny. Wkrótce zmarła, a jej ciało pochowano w rodzinnej wiosce. Po wielu latach jej nienaruszone zwłoki przeniesiono do cerkwi w Epibacie. Grób świętej stał się źródłem licznych uzdrowień: ślepi odzyskiwali wzrok, chorzy zaczynali chodzić. W Polsce znajduje się ponad 30 cerkwi pod wezwaniem św. Paraskewy.
NA SPOTKANIE ZE STUDENTEM I NIEDŹWIEDZIEM. Nie wiadomo, którego z nich łatwiej spotkać. Teoretycznie studenta. 1O minut drogi od cerkwi „Studencka Baza Namiotowa ŁOPIENKA” oferuje poruszającym się na własnych nogach turystom (tzw. plecakowym) 30 miejsc noclegowych w 10-osobowych namiotach bazowych nazywanych harcerkami. Wyposażone one są w drewniane prycze, koce i piankowe materace. Jest też około 50 miejsc na polu namiotowym, na którym można rozbić własny namiot. Baza wyposażona jest w sporą wiatę, której część kuchenna posiada murowany piec. Nie prowadzi się tam sprzedaży posiłków, kuchnia jest jednak udostępniana nieodpłatnie. Do dyspozycji jest latryna. Nie ma ciepłej wody. Nie ma prądu. Nie ma zasięgu telefonii komórkowej.
Baza działa non-profit. Niewielka opłata przeznaczona jest na utrzymanie bazy (koszty eksploatacyjne i dzierżawę gruntu). Czas jakby się tutaj zatrzymał 30 lat temu i nowinki cywilizacyjno-techniczne nie dotarły tam jeszcze. Nie brak jednak głosów, że stan ten jest wielkim urokiem i przyciąga jak magnes.
Turyści i pielgrzymi odwiedzający cerkiew nie mają w zasięgu wzroku bazy ani przebywających tam studentów dlatego praktycznie łatwiej im spotkać niedźwiedzia. Na załączonym zdjęciu widzimy „ślady” misia pozostawione 20 metrów od świątyni. Pozostawił je tam w trakcie wizyty sporej grupy ludzi w czasie gdy byli oni zajęci podziwianiem wnętrza cerkwi.
JC