NOWINY HORYNIECKIE

WODNY ŚWIAT

W kaplicy dosyć głośny szum wody ze źródełka nie przeszkadza ani w czasie mszy ani w ciszy modlitewnego, samotnego skupienia. (foto-jc)

Niegdyś przybywali tu głównie okoliczni mieszkańcy i kuracjusze z pobliskiego Horyńca Zdroju. Obecnie lepsze możliwości dojazdu sprawiają, że licznie pojawiają się turyści i pielgrzymi. Na ich potrzeby przed wąwozem ze źródełkiem powstała „Chata pielgrzyma”.

  Jak dotrzeć. Jest to jedno z miejsc trochę na końcu Polski i trochę jakby na końcu świata. Wetknięte między główne ośrodki i regiony, do których zmierzają turyści. Horyniec Zdrój obok, którego leżą Nowiny Horynieckie dopisek „zdrój” otrzymał chyba nieco na wyrost. Aczkolwiek rzeczywiście znajdziemy tam dwa czy trzy sanatoria. Jednak te „słabości” potrafią się zamienić w mocne strony. Niewielkie zaludnienie, dużo lasów oraz podkreślany atut okolicy czyli korzystny mikroklimat z bardzo czystym powietrzem.

   Do Horyńca Zdroju możemy dotrzeć z Jarosławia gdzie zbiegają się drogi krajowe nr 4 z Rzeszowa i nr 77 z Lublina (po uruchomieniu ostatniego odcinka również autostrada A4). Z Jarosławia do Horyńca przez Lubaczów jest jeszcze 60 kilometrów. Inną możliwością jest dojazd z Zamościa przez Tomaszów Lubelski drogą krajową nr 17 do przygranicznego Hrebennego a stamtąd drogą powiatową nr 867 na południe do Horyńca Zdroju. Dojazd z Zamościa to również ponad 60 kilometrów.

   Z Horyńca Zdroju do Nowin Horynieckich trzeba jeszcze dojechać asfaltową drogą około czterech kilometrów. W niewielkim Horyńcu albo sami dojrzymy odpowiedni kierunkowskaz albo zapytamy miejscowych. Przejeżdżać będziemy najpierw przez zalesienia. Same Nowiny Horynieckie niewiele pokażą nam domostw. Schowane są one również w zalesieniach na zboczach wąwozów. Po ostrym zakręcie w prawo po jakimś czasie miniemy kapliczkę Sobieskiego Dotrzemy do ściany lasu gdzie kończy się asfaltówka. Skręcamy w prawo po czym dosyć dobrej jakości gruntową drogą po około 800 metrach dojedziemy do parkingu z „Chatą Pielgrzyma”. Nowopowstała „chata” była potrzebna z uwagi na licznie tu przybywających pielgrzymów i turystów. Z prawej strony parkingu wykostkowaną dróżką schodzimy do wąwozu ze źródełkami.

   Wodny świat. Jedno z dzieci ze szkolnej wycieczki tłumaczyło kolegom gdzie najlepiej byłoby wstawić basen żeby tu powstał fajny akwapark. I rzeczywiście wszędobylska woda decyduje i aranżuje wizualną stronę Nowin Horynieckich. Wypływa spod kaplicy, w której ustawiono studnię, wypływa także ze ścian wąwozu. Tworzy strumyczki, zakola i zatoczki a w połączeniu z podmokłymi miejscami wyznacza jakby wysepki, do których dojść można tylko kładką. Pełno tu drewnianych mostków, kładek i poręczy. Co chwila schodki i alejki. Ławki i kamienne murki niższe i wyższe kryte drewnianym gontem. Drewniane są również wszystkie lekko stylizowane obiekty: kaplica ze studnią, polowy ołtarz i zadaszenia nad figurami. Wszystko tonie w zieleni z poutykanymi w niej kwiatami.

   Niedaleko nieujęty przebiegiem ścieżek i tras znajduje się wąwóz o stromych i wysokich ścianach, z których obficie biją źródła. Spacerując dnem wąwozu ma się je siedem metrów nad głowami oraz ujmujący widok spienionych kaskad wody. Dawni niezamożni mieszkańcy Nowin Horynieckich nie budowali studni. Stawiali swoje chałupy na brzegach wąwozu i korzystali z tych naturalnych wypływów wody.

   Woda. Cudowne źródełko w Nowinach Horynieckich ujmowane jest studzienką znajdującą się w drewnianej kaplicy. Pobieranie wody odbywa się natomiast przy murku przed kaplicą. Obecna wybudowana w 2001 roku oddalona jest o 100 metrów od torów kolejowych. Według pomiaru wykonanego 10 metrów poniżej źródełka wydajność jego wynosi ponad 13 litrów na minutę. Temperatura wody wynosi 7,1oC przy temperaturze powietrza 2,4 Oc. Zasadowość źródełka to 4,68 Ph. Identyczne pH wykazuje woda ze źródełek pod figurą Matki Boskiej. Woda przy tej samej temperaturze powietrza 2,4oC jest w nich nieco cieplejsza i wynosi 7,6oC. Znacznie większa, ponad jedenastokrotnie, jest tam wydajność. Wynosi aż 150 litrów na minutę. Ze zbocza z figurę Matki Boskiej wypływają dwa źródełka w odległości 2 metrów od siebie. Pomiaru ich wydajności dokonano w ich wspólnym odpływie około 10 metrów  dalej.

Objawienia. Jest w tym „wodnym parku” jakaś dziwna wizualizacja wody jako symbolu Maryi Niepokalanej, spod stóp której po trzecim objawieniu wytrysnęło źródełko. Wody oczyszczającej , kojącej i uzdrawiającej wszystko na co spłynie. I z drugiej strony opowieść o miejscowych ludziach, którzy w pokorze korzystali z tych łask.

Znamy daty objawień. Miały miejsce w 1636 roku. Pierwsze 12 czerwca, drugie 2 sierpnia i trzecie 8 września. Trojgu pastuszkom z rodziny Sadowskich, dwóm dziewczynkom i jednemu chłopcu, doglądających krów ukazała się Matka Boża. Znajdowali się oni na południe od wioski nad rzeczką Słotwinką. Przed południem u podnóża wzniesienia od wschodniej strony doliny zauważyli wielką jasność. Z tego światła piękna Pani w białych szatach i niebieska przepaską przemówiła do nich następującymi słowami: „Nie bójcie się dzieci! Przychodźcie tu często modlić się i powiedzcie ludziom, aby tu przychodzili się modlić. Jak będą szczerze Boga prosili, to Pan Bóg sprawi, że nawała wojenna, która grozi , tędy przechodzić nie będzie." Po tych słowach zniknęła, ale pojawiła się jeszcze dwukrotnie. Pastuszkowie spełnili życzenie Pięknej Pani. Sumiennie opowiedzieli ludziom wszystko co widzieli i przeżyli. Mieszkańcy w miejscu objawienia, w którym wytrysnęło źródło, z którego po dziś dzień płynie strumień, postawili krzyż przy którym często i gorąco się modlili. Potem stanęła tam wykonana przez miejscowego rzeźbiarza drewniana figura Matki Bożej.

   Wymodlony ratunek przyniósł Sobieski. Niecałe 40 lat później w 1672 roku. Po opisanej w Trylogii Sienkiewicza kapitulacji Kamieńca Podolskiego turecka armia podeszła pod Lwów. Wobec mającego nastąpić traktatu Turcy pozwolili swoim lennikom tzw. czambułom tatarskim na zdobywanie w okolicy łupów co miało stanowić formę ich wynagrodzenia. Trzy grupy w sile 20 000 jeźdźców ruszyły na zachód. Zostawiali po sobie spaloną ziemię, grabiąc co tylko się dało. Kobiety ,mężczyzn i dzieci zabierano w niewolę a małych chłopców do przygotowania na służbę w tureckim wojsku do tzw. janczarów. Sobieski ze swoimi trzema tysiącami jazdy pojawił się koło Nowin Horynieckich 7 października. Tydzień później w „Dzienniku pogromu Tatarów od Krasnobrodu do Kałuszy” napisano: „Zginęło 6 albo 7 Murzów znacznych, a inszych trupem kilka ślaków na dwie mile znaczne zostały. Wzięty Tuchay Murza żywcem, a inszych kilkadziesiąt. Dzieci, białychgłów, y inszego ludu szlacheckiego y pospolitego na dwanaście tysięcy odbito.” W malowniczo położonym miejscu wsi w dolinie potoku Nowiny, przy rozstaju gruntowych dróg, w najwyższym punkcie rozległego wzniesienia, stoi murowana domkowa kapliczka. W tym najładniejszym miejscu wioski wznieśli ją uwolnieni koło Nowin przez oddziały Jana Sobieskiego z tatarskiego jasyru jeńcy. Wyrazili w ten sposób swoją wdzięczność Bogu i Maryi a kapliczka do dzisiaj nazywana jest „kapliczką Sobieskiego”.

   Łaski i uzdrowienia. Od wieków wierzono, że oddawanie czci Matce Bożej w Nowinach Horynieckich sprawia, że obdarza Ona tutaj proszących szczególnymi łaskami. Obmycie wodą z cudownego źródełka połączone z ufną modlitwą leczyło wszelkie dolegliwości a szczególnie choroby oczu. O trzymanych łaskach ni wyzdrowieniach świadczyły pozostawiane tu liczne wota. Wśród medalików, różańców i obrazków wiele było też porzuconych przez inwalidów kul. Większość z tych wotów uległa zniszczeniu w czasie wojen światowych ale niektóre się zachowały. Nie przetrwały specjalne księgi, w których odnotowywano cuda, łaski i uzdrowienia.

   Poszedł o kulach wrócił na nogach. Świadectwo pana Jana Wołczyka ze Starego Sioła jest jednym z najbardziej wzruszających współczesnych świadectw. Wojenne dramatyczne przeżycia sprawiły, że pan Jan niedomógł na nogi. Skończyło się na tym, że któregoś dnia nie mógł już wstać z łóżka. Szpital, sanatorium i mnóstwo zabiegów nie przywróciły pełnej władzy w nogach. Ciężko mu było się z tym pogodzić i ciągle musiał liczyć na pomoc innych. Któregoś dnia idąc korytarzem potknął się i upadł. Z pomocą przyszła mu staruszka. Uświadomiwszy to sobie, on człowiek czterdziestoletni związany jeszcze z pracą, obowiązkami i rodziną, nie taki stary przecież żeby nie mógł się poruszać na własnych nogach rozrzewnił się i łzy napłynęły mu do oczu. Starsza pani widząc to rzekła mu: „Nie płacz młody człowieku, przed tobą jeszcze długie życie, nic tylko idź do Matki Bożej do leśnej kaplicy w Nowinach, obmyj nogi w cudownej wodzie i proś Piękną Panią o uzdrowienie. To Cudowna Matka Boża, ona nawet Żyda wysłuchała, kiedy przyniósł do jej stóp jedyne, ledwie zipiące i całe w strupach swoje dziecko. Gdy go matka obmyła w cudownej wodzie, dziecko wyzdrowiało i na starość było pociechą swoim rodzicom.” Droga do kaplicy okupiona była strasznym cierpieniem. Niedaleko celu przy torach ból odebrał mu przytomność. Pomógł mu dróżnik, którego nie dziwiła ta sytuacja, ponieważ już chyba niejednokrotnie się z nią zetknął. Na odchodnym rzucił panu Janowi: „ Idź do Matki Bożej, a jeśli będziesz wierzył na pewno ci pomoże”. Pan Jan dotarł w końcu do kaplicy, obmył nogi i do wieczora modlił się. Nikogo więcej nie było a on czuł się jakiś mocniejszy. Wracał na skróty i aby przejść tory musiał pokonać nasyp. Był on stromy a pan Jan nie dawał rady podejść. Dwukrotnie spadł. Za trzecim razem, kiedy już znowuż zaczynał spadać, poczuł jakby go ktoś podtrzymywał, podał ręce i podniósł do góry. Bez trudu dotarł na tory a w nogi powróciły siły. Wrócił do kaplicy i długo dziękował. Kule tam zostawił.

   Przyjemny szmer źródełka i martwa cisza świątyni słońca. Siedząc samotnie w kaplicy człowiek bezwiednie ulega czarowi szmeru źródełka. Jest ono katalizatorem zadumy, refleksji i modlitwy. Czasem ożywia niektóre zasłyszane miejscowe opowieści i podania jak choćby to, które tkwiło w przesłaniu Maryi danym trójce pastuszków. Była w nim mowa o tym, że miejscowa ludność nie tylko winna się modlić ale stworzyć pomocną sobie opartą na miłości wspólnotę. Posłuszni zaleceniom Maryi mieszkańcy tak uczynili i tak żyli. Okazało się to pomocne nie tylko wobec faktu, że Nowiny Horynieckie stanowiły enklawę polskości i katolickości w obszarze, który wokół był bardzo ruski. Pomogło też w wydarzeniach, które miały nastąpić później.

Przyjemny i inspirujący dźwięk szmeru źródełka kontrastuje z innym dźwiękiem a właściwie jego brakiem w nieodległej tzw. świątyni słońca. Przy końcu asfaltowej drogi w Nowinach Horynieckich zawieszone są dwie tabliczki kierunkowe. Jedna do cudownego źródełka druga do świątyni słońca. Nie warto jednak się tam udawać z trzech powodów. Po pierwsze miejsce to jest dosyć odległe. Droga do niego poza pierwszą tabliczką nie jest oznakowana a kluczy zawiłymi leśnymi duktami. Dotarcie tam bez miejscowego przewodnika jest praktycznie skazane na porażkę. Po drugie nic tam ciekawego nie ma. Centralnym punktem jest zarośnięty mchem wapienny ostaniec z dziurą w środku, którą geolodzy uznali za naturalną oraz trzy rzędy mniejszych omszałych kamlotów. Gdyby nie tablica informacyjna można by przejść środkiem tej świątyni słońca wciąż się rozglądając za czymś ciekawym. Po trzecie (to niestety jest trochę ciekawe) miejsce jest przeklęte. Miejscowi opowiadają, że nigdy nie słychać tam śpiewu ptaków. I ptaki i miejscowi omijają to miejsce z daleka. Boją się go i nie lubią.

   Odpusty. Kompleksem z kaplicą nad źródełkiem opiekują się ojcowie franciszkanie konwentualni. Rezydują w niewielkim klasztorze i prowadzą parafię w Horyńcu Zdroju. Z ich inspiracji i troskliwych zabiegów otoczenie kaplicy ze źródełkiem zyskało tak przyjazne pielgrzymom i przyciągające turystów oblicze. Główne uroczystości odpustowe to 13 czerwca – odpust św. Antoniego. Bardzo wcześnie utarł się zwyczaj, że w wigilię tego odpustu z kościoła w Horyńcu wyruszała procesja do kaplicy w Nowinach. Odśpiewywano wówczas w kaplicy litanię do Matki Bożej, potem miało miejsce kazanie i poświęcenie wody, którą zabierano do domów po czym procesja wracała do Horyńca. Obecnie zachował się zwyczaj wigilii odpustowej ale sam odpust również ma miejsce w Nowinach Horynieckich i trzeba przyznać, że jest świętem i podniosłą uroczystością z wielotysięcznymi tłumami wiernych.

JC