SULISTROWICZKI I ŚLĘŻA
TURYSTYCZNY KOMBINAT NA 65 KM2



50.84522, 16.72696 - DAWNY PARK KRAJOBRAZOWY „WENECJA”, ok. 120 metrów na południe cudowne źródełko i studnia św. Świerarda; 50.84632– 16.72629 - SANKTUARIUM MATKI BOŻEJ DOBREJ RADY; 50.86445 – 16.70732 - ŚLĘŻA; - Poglądowy rzut na lokalizację cudownego źródełka w Sulistrowiczkach: Województwo dolnośląskie na mapie Polski. Mapa fizyczna województwa dolnośląskiego. Powiat wrocławski, w którym znajdziemy cudowne źródełko w Sulistrowiczkach. Szczegóły dotarcia do cudownego źródełka zobaczymy na mapie Google.



Mapa fizyczna województwa dolnośląskiego (część południowa z zaznaczonym masywem Ślęży), mapa gminy Sobótka, plan turystyczny Ślęży.

Widok na Ślężę. (foto – J.Komar-CCua3.0)
Ma tu miejsce ostre starcie sił światła i sił ciemności nie tylko w pryzmacie historii ale również w perspektywie współczesności.


Grafika na tablicy turystycznej w Sulistrowiczkach. (foto-jc)
Jak dotrzeć. Z centrum Wrocławia mamy do przejechania około 44 kilometrów. Możemy jechać drogą krajową nr 8 lub nr 35 (do Mirosławic). W Sulistrowiczkach zatrzymujemy się niedaleko kościoła. Do cudownego źródełka mamy stąd około 120 metrów. Ulica Świdnicka, przy której się zatrzymaliśmy ciągnie się dalej przełęczą Tąpadła między wzniesieniami Ślęży i Raduni. Mniej więcej pośrodku natkniemy się na dwa parkingi. Z tego miejsca wychodzą najpopularniejsze szlaki w głąb Ślężańskiego Parku Narodowego. Trzeba jednak pamiętać, że koniecznie trzeba zaopatrzyć się w mapę turystyczną Masywu Ślęży bowiem ilość przeróżnych miejsc do zobaczenia jest ogromna a ilość łączących je szlaków i ścieżek jeszcze większa. Przebiegają one wzdłuż i wszerz przez cały masyw, który liczy około 10 kilometrów długości i 6,5 kilometra szerokości. Trasę trzeba zaplanować i dokonywać wyboru miejsc do odwiedzenia.


Polana przy parkingu na przełęczy Tąpadła. (foto-jc) Szlak z przełęczy na szczyt Ślęży. (foto-jc)
Legenda zamiast wstępu. „Góra Ślęża – czyli o walce diabłów z aniołami i zasypanym wejściu do piekła. W miejscu, gdzie dzisiaj wznosi się góra Ślęża, dawno, bardzo dawno temu znajdowało się wejście do piekła. Pewnego dnia diabły powyłaziły na powierzchnię ziemi i stanęły na Raduni, aby z góry pooglądać świat. Zobaczyły na sąsiedniej górce, zwanej Gozdnicą, anielskie zastępy. Zaraz diabelska złość wstąpiła w siły czartowskie. Nie wiadomo kiedy, rozpętała się pomiędzy aniołami i diabłami zacięta bijatyka. To jedni to drudzy porywali kamienie i głazy i ciskali nimi w stronę wroga. Bitwa trwała bardzo długo. Słońce już zachodziło, robiło się coraz ciemniej, a kamienie wciąż latały z jednej strony na drugą, lecz rzadko kiedy dosięgały przeciwników. Kiedy w końcu przerwano walkę, okazało się, że pomiędzy diabelskimi i anielskimi zastępami wyrosła wielka góra, usypana z rzucanych kamieni i zamknęła wejście do piekła. Dopiero teraz Lucyfer wpadł w piekielną złość! Tak mocno kopnął w zbocze Raduni swoim czarcim kopytem, że ziemia usunęła się, tworząc Przełęcz Tupadła. Na koniec czart rozpętał straszliwą burzę i aby otworzyć drogę do piekła rzucał piorunami w Ślężę, ale nic nie wskórał. Gdy dziś nad Ślężą, szaleją burze, ludzie mówią, że to diabły próbują dostać się do piekła.”
Można sobie zadawać pytanie czy pierwsza była kura czy jajko. Czy legenda opisuje powstanie Ślęży czy też skumulowała w sobie późniejsze wydarzenia? Pozostawiając na boku racjonalność legendy trudno nie oprzeć się wrażeniu, że podejmuje ona także współczesne problemy na Ślęży.
Legenda inaczej. To wyjątkowa góra a właściwie masyw. Dostrzegamy ją wkrótce po wyruszeniu z odległego o 30 kilometrów Wrocławia. Wyrasta na skraju Niziny Śląskiej jako odosobniony górski masyw. Jego główny szczyt wznosi się na 718 metrów nad poziomem morza. Wrażenie robi fakt, że zbliżając się do niego od strony Wrocławia „wyskakuje” on na ponad 500 metrów nad przylegające do niego tereny.
Ogląd góry (w ujęciu statystycznym) ma pewną swoją specyficzną cechę. Często ogarniają go chmury. Jak się dawniej mówiło „rodzi burze”. Wyrażenie to ma swoje uzasadnienie w fakcie, że miejsce to jest w czołówce europejskich lokalizacji o największej intensywności wyładowań elektrycznych. Robi to wrażenie dzisiaj a niewątpliwie dawnymi czasy musiało robić jeszcze większe. Pobudzona wyobraźnia i strach. Szczególne miejsce wypełnione tajemniczymi siłami przyrody i duchami. Masyw Ślęży jest też przypadkiem szczególnym z innego powodu. W jego obrębie znajduje się niezwykłe, nie tylko w skali Polski, „stężenie” nieruchomych obiektów w postaci „świętych kamieni”, „świętych kręgów” a także monumentalnych rzeźb wykutych w jasnym ślężańskim granicie. Zabytki te tworzą swoistą mieszaninę i pochodzą z różnych epok i z różnych kultur. Ich stan jest generalnie nieciekawy. Wszystko to sprawia, że historycy zachowują wyraźny dystans do zajmowania się nimi. Wiadomo, że związane były z obrzędami religijnymi. Następuje w większości interpretacja tych zabytków w sferze „kultowej” skutkiem czego ich rzeczywiste umocowanie w historii uległo poważnemu spłyceniu. Najwcześniejsze pisane źródła o Ślęży to przekaz z Kroniki Thietmara (5 II59, s.554-555) z 1017 roku z czasu wyprawy cesarza Henryka II na Polskę. Czytamy tam: „Gród ten leży w kraju śląskim, który nazwę tę otrzymał niegdyś od pewnej wielkiej i bardzo wysokiej góry. Owa góra wielkiej doznawała czci u wszystkich mieszkańców z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie obrzędy”. Tym samym otrzymujemy jednoznaczny obraz, dowód wręcz, że we wczesnym średniowieczu kultywowano na Ślęży pogańskie praktyki. Dzisiaj także możemy je spotkać. W zabawnej i awanturniczej ale kultowo bardzo spłyconej postaci praktykują je „prasłowianie” pod wodzą kilku dziwacznych oszołomów.
Ślężańskie wody – źródła. Cały Masyw Ślęży obejmuje ok 100 przeróżnych źródeł, cieków i wypływów. Niektóre otrzymały swoje nazwy i nawet zostały w jakimś stopniu zagospodarowane kamiennymi murkami, kranami itp. Wiele z nich to źródła i cieki okresowe. Ujęciami źródeł i turystyką na Ślęży zajęło się powstałe w 1885 roku Towarzystwo Ślężańskie. Wtedy też wybudowano linię kolejową Wrocław – Sobótka, co przyczyniło się do intensywnego wzrostu tutaj turystyki.


Źródło Ślężan i źródło Joanny. (foto-Mirosława Mielczarek CCA3.0U)
Źródła stanowią interesującą ofertę turystyczną. Można się spotkać z propozycją obejścia dziesięciu z nich. Trasa przeplata się z wieloma licznymi tu szlakami. Podejmując się przebycia tej trasy koniecznie musimy być zaopatrzeni w szczegółowe mapy. Do przebycia jest ponad dwadzieścia kilometrów na co poświęcić trzeba prawie siedem godzin nie licząc postojów na relaks. Wyruszamy z Sulistrowiczek spod sanktuarium MB Dobrej Rady do „źródła Życia” (Św. Świerarda) 295 m.n.p.m. – 0,2 km – 10 min. Dalej zielonym i niebieski szlakiem do Źródła Ślężan 400 m.n.p.m. – 4,5 km – 1h25 min. Dalej szlakiem czarnym do Potrójnego Źródełko 295 m.n.p.m – 6,5 km – 1h55 min. Dalej czarnym i niebieskim szlakiem do Źródła Fr. L. Jahna 570 m.n.p.m. – 9,8 km – 3h5 min. Dalej ostro w górę bez szlaku, do niebieskiego szlaku i do skrzyżowania z żółtym szlakiem do Źródła Beyera 585 m.n.p.m. – 12,1 km – 4h5 min. Dalej żółtym szlakiem do polany (700 m.n.p.m.) pod szczytem Ślęży. Tam czerwonym szlakiem do Świętego Źródła 655 m.n.p.m – 13,3 km – 4h40 min. Dalej główną drogą (szlak żółty, czerwony i czarny archeologiczny) do Źródła Anny 550 m.n.p.m. – 14,6 km – 5 godzin. Dalej żółtym i czerwonym szlakiem do Źródła Jakuba 475 m.n.p.m. – 15,5 km – 5h15 min. Dalej czerwonym szlakiem do Źródła Joanny 355 m.n.p.m. – 17 km – 5h40 min. Dalej czerwonym szlakiem do Źródła Georga Lustiga 280 m.n.p.m – 18,3 km – 6h5 min. Dalej do Sobótki 170 m.n.p.m. 20,5 km – 6h30 minut.
Ślężańskie wody – park Wenecja. Właściwie po sąsiedzku z parafią w Sulistrawiczkach znajdziemy na ośmiu hektarach kompleks stawów i kaskad. Jest to pozostałość parku przynależącego do byłego zakładu przyrodoleczniczego. Założył go w 1914 roku wrocławski lekarz Eryk Bohn. Sanatorium przeznaczone było głównie dla dzieci chorych na gruźlicę oraz dla osób pragnących odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Bohn lekarz, prawnik i miłośnik sztuki bardzo interesował się również zjawiskami paranormalnymi i okultyzmem. W czasie drugiej wojny światowej Bohn przerobił swoje dzieło na ośrodek NSDAP (której był członkiem) i na potrzeby Hitlerjugend. Organizował tam również spotkania religijno-okultystyczne masonów.


Obiekty „Parku Wenecja”. (foto-jc)
Do dzisiaj możemy oglądać zachowaną zasadniczą kompozycję parku i część urządzeń wodnych. Zasadniczo zaniedbany, opuszczony i pozbawiony wielu swoich elementów wciąż jednak robi swoiste wrażenie. Często możemy spotkać fotografów, którzy przywieźli tu młode pary aby im porobić romantyczne zdjęcia. Piękno i romantyzm tego miejsca wykorzystywał Bohn aby „rajfurzyć”, w ramach akcji „produkcji aryjczykyków”, młodych chłopców z Hitlerjugend z Niemkami (niekoniecznie młodymi).
Szczerze mówiąc zachowane elementy robią trochę dziwne wrażenie. W założeniu miał to być park (mówimy o 1914 roku) nowoczesny, modernistyczny i zgodny z ówczesnymi tendencjami w sztuce. Widzimy jednak jakiś germański monumentalizm, kubiczne (prostokątne) formy. Stawy w tych kubicznych formach zamknięte masywnymi kamiennymi tamami o wysokich pylonach, ciężkie kamienne mostki i ogrodzenia. Masywny wygląd miały praktycznie wszystkie urządzenia wodne w tym kaskady, po których spływała woda. Dzisiaj bałagan i zarośnięte sitowiem stawy jakby łagodziły ten kubizm. Dawniej po stawach pływały gondole. Kiedyś surowość brył łagodziły ustawione na nich donice z egzotycznymi kwiatami. Park dawniej wypełniony rabatami kwiatowymi pełnymi róż, rododendronów i różaneczników zamienił się w plątaninę leśnych ścieżek.


Pobór wody ma cele zarówno lecznicze jak i użytkowe. (foto-jc) Oficjalna nazwa brzmi „Studnia św. Świerarda” to w rzeczywistości czynne źródło. (foto-jc)
Ślężańskie wody – cudowne źródełko. Źródło zwane Studnią Świętego Świerarda nazywane jest „źródłem życia”. Jest to bez wątpienia jedno z najbardziej znanych źródeł masywu Ślęży. Znajdziemy je nieopodal Potoku Sulistrowickiego i pozostałości po „Parku Wenecja” w Sulistrowiczkach. Po wodę ze źródełka przybywają turyści, pielgrzymi i gremialnie korzystają z niej miejscowi.



Napisy: „Studnia Św. Świerarda”, „Święty Świerard Pierwszy Polski Lekarz 950-1035 AD2004”, „Święty Andrzej Świerard 950-1035, jednoczyciel narodów sławny lekarz. Jego dewiza – Nie bądź prostakiem ani gnuśnym”. (foto-jc) Wyciek wody wystarcza aby nie tworzyły się długie kolejki. (foto-jc) Figura Matki Bożej obok źródełka. (foto-jc)
Św. Świerard - żył na przełomie X i XI wieku. Pochodził z doliny Dunajca. Tam też w Tropiach znajdziemy jego pustelnię, w której przez pewien czas prowadził życie pustelnicze. Pochodził z rodziny chrześcijańskiej. Część mieszkańców tego rejonu przyjęła chrześcijaństwo jeszcze przed chrztem Polski. Stało się tak wskutek działań misyjnych iroszkotów związanych z klasztorem w Nitrze. Klasztor ten dziś znajduje się na Słowacji a wtedy na Węgrzech. Zmarł w 1031 roku. Kanonizowany został w 1083 roku wśród pierwszych pięciu świętych ówczesnego królestwa węgierskiego. W 1018 roku (związany był wtedy z benedyktynami) przekroczył Karpaty aby w państwie Wielkomorawskim apostołować wśród Słowaków i Węgrów. W tym też czasie pojawił się na Dolnym Śląsku. Jego działalność koncentrowała się głównie wokół Oławy. (Odległość z Oławy do Sulistrowiczek to około 50 kilometrów). Od czasów swojego pustelniczego życia w Tropiu związany był z przyrodą i lasem.



Pozostałości z debu+ z dużą dziuplą, w której często przebywał św. Świerard w czasie swojego pustelniczego okresu życia (w tle kościół w Tropiu). (foto-jc) Grafika – św. Świerard w dębie. (foto-jc) Figura św. Świerarda przy cudownym źródełku w Tropiu (foto-jc)
Doskonale poznał dobroczynne właściwości ziół. Z całego podoławskiego regionu przychodzili do niego chorzy ludzie, którym przynosił ulgę dzięki swoim zabiegom ziołoleczniczym. Później został uznany nie tylko za specjalistę w zakresie medycyny ludowej ile wręcz za pierwszego polskiego lekarza. Ciekawym aspektem jego działalności jest propagowanie korzystania z wód źródlanych. Głęboko wierzył w ich cudowne zdrowotne właściwości. Do dzisiaj woda ze źródełka w Sulistrowiczkaach jest bardzo ceniona a wiele osób uważa, że ma właściwości lecznicze.
Ślężańskie rzeźby. Jest ich kilka: Niedźwiedź, Postać z rybą, drugi Niedźwiedź (z utrąconymi przednimi łapami – obok postaci z rybą), Grzyb (lub Tułów Mnicha), Kolumna Sobótczańska oraz kilka głazów (czy też kamieni) z wyrytym znakiem ukośnego krzyża. Wszystkie one są określane mianem „kultowe”. Nie do końca wiadomo o co chodzi z tym wyrażeniem. Należałoby je czytać tak jak wyrażenie „Pepsi to kultowy napój ludzi z XIX wieku”. W przypadku kamiennych rzeźb ze Ślęży miałoby to znaczyć, że w istotny sposób charakteryzują one zamieszkującą okolice Ślęży ludność w jej pogańskim wymiarze. Mianem „kultowych” objęto również rzeźby sprzed kościoła w S obótce. Wykonano je z tego samego Ślężańskiego granitu co „niedźwiedzie”. Są to jednak figury lwów, zwierząt nieznanych Ślężanom. Nie tylko to jednak je różni. Lwy z Sobótki, artystycznie nieporadne, nawet jak na możliwości romańskich (wczesnośredniowiecznych) warsztatów rzeźbiarskich reprezentują daleko wyższy poziom niż „niedźwiadki”. Nie na tyle duży aby znaleźć się w kościele ale wystarczający aby je wystawić obok kościoła. Tymczasem „niedźwiadki” są jakby niedokończone, jakby źle zaplanowane. W pewnym momencie skończył się kamień i nie było już możliwości wykucia głowy. Bardzo prosta stylistyka, brak detali, ogólnie jakaś taka nieporadność. Brak korelacji i odniesienia, umieszczenia w kontekście historii sztuki. Nie pasują do niczego. Stąd się bierze wspomniany wcześniej dystans i niechęć historyków i historyków sztuki do wypowiadania się na ich temat. Niektórzy co prawda umieszczają ich powstanie gdzieś koło 400 roku p.n.e. a niektórzy nawet 2000 lat p.n.e. Ale czuć, że działa to na zasadzie, że coś z tym fantem trzeba zrobić. Ogólnie czuć w zachowaniu specjalistów jakąś niewypowiedzianą opinię, że mamy tu do czynienia z „dziejową podpuchą”.






Dziewczynka z rybą. (x2)(foto-Adrian Tync-CCASA4.0I) Mnich w Sobótce. (foto-Mariuszjbie-GNUFDL) Niedźwiedź ze Ślęży (foto-Mirosława Mielczarek-CCA3.0U) Niedźwiedź ze Ślęży (foto-Merlinie-GNUFDL) Niedźwiedź na boku Ślęży. (foto-Mariuszjbie-GNUFDL)
Ślężańskie rzeźby z innej perspektywy - (z wyłączeniem kamiennych kręgów). Trzeba sięgnąć do historii śląskiego możnowładcy Piotra Włostowica. Żył w latach 1080-1153. Właściciel kawałka Wrocławia (okolic Ołbina) i wyspy Piasek (jedna z odrzańskich wysp położonych w najstarszej części Wrocławia) a także rozległych włości na południe od Wrocławia. Do rodziny Włostowica należała także góra Ślęża wraz z otaczającymi ją wioskami. Wraz z małżonką Włostowic wykazywał się niezwykłą religijnością jednak mocno naraził się kościołowi a jako pokutę miał ufundować 60 kościołów (niektóre źródła podaj ą nawet 77). Włostowic wywiązał się z narzuconego mu zobowiązania. Niewątpliwe jest, że fundowanie takiej ilości kościołów pociągało ogromne wydatki. Niewątpliwym również jest, że ich wystrój i wyposażenie to kolejne wydatki ale również kłopoty organizacyjne z pozyskaniem odpowiedniej ilości elementów i dlatego pomocne i być może konieczne było stworzenie pewnej ilości warsztatów kamieniarsko-rzeźbiarskich, które mogły temu sprostać. Tym samym w okolicach (także) Ślęży powstały funkcjonujące warsztaty rzeźbiarskie. I jak to zawsze bywa, szczególnie w nowopowstałych, produkowały rzeźby i figury dobre, średnie (tak jak te lwy z Sobótki), i złe, mierne, zepsute, które potraktowano jako odpady czy wręcz śmieci. Czy to są te, które dziś oglądamy na Ślęży? Bardzo prawdopodobne. Szczególnym zaś potwierdzeniem może być ów dystans historyków i historyków sztuki do poważnego zajmowania się owymi kamiennymi „niby-artefaktami” ze Ślęży.



Piotr Włostowic na ilustracji w inicjale. (foto-Antoni Oleszczyński DP) Śląski możnowładca Włostowic na muralu w Sobótce. (foto-sleza.sobotka.pl) Lata 1737-1752. Panorama Sobótki ze „Scenographia urbium Silesiae” F.B. Wernera
Niedźwiedzica czy „maciora”. I wreszcie nie jest tak, że kamienne figury są jakimś immanentnym „znakiem firmowym” Ślęży tak jak to się nagminnie ukazuje, że tkwią tam od pradziejów i że nie idzie patrzeć na tę górę bez wpisanego w nią emocjonalnego wręcz znaczenia jakie one Ślęży nadają o wybarwieniu pro-prasłowiańskim lub pro-rodzimowierczym. Zostały one na Ślężę sprowadzone. Niedźwiedzica, która obecnie znajduje się obok kościółka na szczycie Ślęży została znaleziona w pozycji leżącej przy drodze we wsi Strzegomiany. W 1853 roku leśniczy Krauspe postawił ją na cztery łapy. W 1903 (lub 1906) roku została przeniesiona i ustawiona obok Ślężańskiego szczytu. Zanim tam trafiła miejscowa ludność widziała w figurze wyobrażenie świni lub dzika. Nawet droga przy której leżała uzyskała nazwę „droga dzika – świnia”. Przyjął się wtedy również, mający przynosić szczęście, zwyczaj rzucania w figurę kamieniami i wykrzykiwania słów: „Sau, da hast du ein Ferkel” (Macioro masz tu prosiątko). Profesor Cehak-Hołubowiczowa kierownik zakładu archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego przytacza legendę, której podstawowym motywem jest „niedźwiedzica” (dzika świnia): „Książę Bolesław III wyruszył na Ślężę w towarzystwie Piotra Własta na polowanie na dziki., (…) rzucił się na dzika z myśliwskim nożem w ręku, a ten rozjuszony przystąpił do ataku, przybył zagrożonemu śmiertelnie księciu z pomocą Piotr Włast i zabił zwierzę. Został przy tym raniony przez dzika w ramię. Na pamiątkę tego zdarzenia postawiono w miejscu polowania rzeźbę granitową, zdaniem tradycji ludowej wyobrażającą dziką świnię. Piotr Włast zaś według tego podania w nagrodę za swój czyn otrzymał górę Ślężę od księcia w darze.” Legenda ta wiąże i niedźwiedzicę (dziką świnię) i podślężańskie miejsce lokalizacji i Piotra Własta. Gdyby do tej układanki dodać, że do upamiętnienia czynu Własta użyto, któregoś z kamiennych „odpadów” jego rzemieślniczych warsztatów rzeźbiarskich, to historycy i historycy sztuki mogliby odetchnąć, że nie muszą się już zajmować figurą „dzikiej świni” (niedźwiedzicy).
Wyjątkowo ogromne wały. W zasadzie wszystkie „kultowe” rzeźby ze Ślęży mają jakieś poplątane pochodzenie niezwiązane bezpośrednio z tą górą. Jedyne niezaprzeczalnie ślężańskie obiekty to kamienne kręgi i tylko w ich przypadku możemy je wiązać z przedchrześcijańskimi wierzeniami ludów zamieszkujących okolice Ślęży. W jej masywie zachowało się kilka kamiennych wałów. Nazywane one są kręgami ale ze względu na swoje rozmiary lepiej pasuje określenie wały. Interpretuje się je jako ogrodzenia, w obrębie których miały miejsce praktyki religijne. Ich pochodzenie szacuje się od XIII do V wieku przed naszą erą. Przy szczycie znajdziemy częściowo zachowany wał, który miał długość około 200 m. Jego szerokość u podstawy wynosiła około 3,5 metra a wysokość około 3 metrów. Podobne znajdziemy na Wieżycy i w płd.-wsch. części szczytu. Największy na Raduni ma 1780 metrów długości. Specyficzne, zdumiewające i wyjątkowe ale nie z oglądu jaki ma współczesny turysta. W zasadzie widzimy ciągi porozsypywanych głazów. Zdumiewające stają się gdy uruchomimy wyobraźnię i zwizualizujemy sobie ich wielkość. Przeznaczenie ich i funkcjonowanie jest właściwie nieznane. Chyba więcej jak z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że służyły do praktykowania form pogańskiego kultu. Bardzo dużo pytań a odpowiedzi możemy „utkać” na zasadzie analogii z tym co wiemy o pogańskich rytuałach na terenie Polski. Wiemy dosyć sporo ale brak miejsca na odnotowywanie tej wiedzy tym bardziej, że efekt zawsze będzie bardzo hipotetyczny.


Szczyt Ślęży – kościół Nawiedzenia NMP. (foto-Krawiecpk-CCU3.0) Szczyt Ślęży z wystającą wśród oszronionych drzew wieżą kościoła … a w dali rozległa płaszczyzna Śląska. (foto-JanuszKrzeszowski- CCA3.0U)
Nie tak łatwo ale skutecznie. W odległej o 60 km (w linii prostej) Sosnówce spotkamy inne cudowne źródełko. Tam w 965 wkrótce po przebyciu granicy z Czechami zatrzymała się czeska księżna Dobrawa. Niemiecki kronikarz Thietmar zachwycał się nad techniką wojskową Mieszka I i jego znajomością niemieckiej etykiety dworskiej. Dzisiaj Mieszko I budzi podziw również skutecznością wprowadzania chrześcijaństwa w Polsce. Nie działo się to „ogniem i mieczem”. Najzwyczajniej kto chciał zasiąść do stołu z Mieszkiem i załatwiać z nim sprawy musiał być chrześcijaninem. Chrystianizacja nie była błyskawiczna i napotykała opory. Ten sam niemiecki kronikarz, pięćdziesiąt lat później, notuje w 1017 roku we wspomnianej już wcześniej kronice, że na Ślęży „…odprawiano (…) przeklęte pogańskie obrzędy”. Rok później pojawia się w tej części Śląska św. Świerard. Rozkochuje w sobie swoją działalnością misyjną i lekarską okoliczną ludność. Wyjątkowym jego śladem jest cudowne źródełko u podnóża Ślęży w Sulistrowiczkach. I jest to chyba czas ostatnich podrygów pogan na Ślęży. Piotr Włostowic około 1130 roku sprowadził na Ślężę augustianów przekazując im ją i fundując tam budowę świątyni i klasztoru. Tak więc od pojawienia się tutaj św. Świerarda minęło 1000 lat a od instalacji kościoła na szczycie Ślęży 900 lat. I ta katolicka a nie żadna inna tradycja jest „znakiem firmowym” Ślęży a najwspanialszym ukoronowaniem tej tradycji są „hardkorowe” piesze Drogi Krzyżowe z Wrocławia na szczyt Ślęży. Cieszą się ogromną popularnością. Kilka wersji tras liczących od 40 do 54 kilometrów. Odbywają się w marcu i kwietniu. Dzienne i nocne. W milczeniu i często w deszczu. Pod różnymi pięknymi nazwami: „Droga przebaczenia”, „Droga pojednania” czy też „Idę bo szukam nadziei”.
W Sulistrowiczkach znajdziemy ołtarz wsparty na niedźwiedziach. W oczywisty sposób pierwszą uwagę ściąga kościół na szczycie ale głównie warto się skoncentrować na kaplicy w Sulistrowiczkach. Świątynia ta będąca Diecezjalnym Sanktuarium pw. NMP Dobrej Rady jest kaplicą filialną odległego o 3 km kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sulistrowicach. Również 3 km (ale w drugą stronę, pod górę) trzeba przebyć aby dotrzeć z Sulistrowiczek do kościoła Nawiedzenia NMP na szczycie Ślęży, również filialnego kościoła pomocniczego parafii w Sulistrowicach. Świątynia powstała stosunkowo niedawno bo w roku 2000-nym. Konsekrowana została jako wotum Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 oraz 1000-lecia biskupstwa wrocławskiego. Wykonana z drewna świerkowego posiada więźbę dachową wykonaną na planie foremnego siedmiokąta symbolizującego siedem darów Ducha Świętego. Mówi się, że ta piękna świątynia swoim wykonaniem smakiem i wyborem dekoracyjnych rozwiązań nawiązuje do stylu zakopiańskiego. Wydaje się jednak, że bardziej jak nawiązuje, że perfekcyjnie go realizuje a w niektórych aspektach staje się wręcz wzorem wytycznych do rozwoju stylu zakopiańskiego.


Kaplica w Sulistrowiczkach – diecezjalne sanktuarium Matki Bożej Dobrej Rady. (foto-jc) Ślężańskie niedźwiadki w roli podpory ołtarza. (foto-jc)
W natłoku pięknych, „soczystych” detali wystroju możemy przegapić szczególną konstrukcję ołtarza. Z prawej strony ambonka wsparta jest na replice ślężańskiej rzeźby „Grzyb” a z lewej strony krzyż ołtarzowy wspiera się na replice ślężańskiej rzeźby „Mnich”. Natomiast podporami płyty ołtarza głównego są dwie repliki ślężańskiej rzeźby „Niedźwiedź”. Pochylają się one przed umieszczoną pod ołtarzem relikwią – kamieniem z Wieczernika. Ów pokłon symbolizuje wielkość i potęgę Boga. Jeśli pozostaje w nas jeszcze „kultowy” sposób patrzenia na „niedźwiedzie” to ich umieszczenie tam możnaby odebrać jako „zaczepkę” w stronę rodzimowierców, neopogan i czegoś tam jeszcze. Zważywszy jednak, że rzeźby te są fragmentem wielkiej i pięknej tradycji rozwoju chrześcijaństwa w tym regionie rzecz ma się zgoła inaczej. Ujęcie niedźwiedzi w ołtarzu nabiera także innego pięknego znaczenia. Dzieje się tak z sprawą nastawy ołtarzowej przedstawiającej Drzewo Jessego. Motyw ten wzięty jest z proroctwa Izajasza o nadejściu Mesjasza. Od Jessego (ojca króla Dawida) wyrasta pień o gałęziach zakończonych wizerunkami przodków Pana Jezusa. Kończy się wizerunkiem Matki Bożej trzymającej na kolanach małego Zbawiciela lub postacią triumfującego Chrystusa. Czasem, tak jak w Sulistrowiczkach, liczba 44 przodków jest zredukowana, przedstawiająca drzewo symbolicznie. Tak więc pokłon niedźwiedzi wpięty jest jakby w historię zbawienia obejmując Słowian. I nie ma znaczenia, że prawdą jest tak jak to ujął niemiecki kronikarz Thietmar, że Słowianie „odprawiali na Ślęży obrzydliwe praktyki”. Z jakiś jednak powodów Matka Boża bardzo wcześnie zwróciła uwagę na Słowian a potem wielokrotnie w swoich objawieniach wyrażała nimi swoje zainteresowanie aż w końcu postanowiła, wręcz zażyczyła sobie, zostać Królową tego narodu. Zdumiony taką Jej, objawioną mu wolą, włoski 72-letni mnich … wyruszył w dwuletnią pieszą podróż do Polski aby zobaczyć ten naród wybrany. Coś musiało być w naszych słowiańskich przodkach co przyciągnęło nie tylko uwagę ale i życzliwość Matki Bożej. Co? Może to, że często można znaleźć opinie, przyczynki i uwagi, że nasi praprzodkowie na tle innych plemion czy to germańskich czy to skandynawskich, wykazywali się pewnymi szczególnymi cechami w postaci większej sprawiedliwości, życzliwości oraz opiekuńczości wobec starszych, itp. Tym samym mając podobne zdanie jak Thietmar o obrzydliwych praktykach religijnych (w końcu chrześcijaństwo dopiero na te ziemie dochodziło) pojawia się ugruntowana duma z naszych słowiańskich praprzodków. Dostrzegamy jakąś jakby antycypację w charakterze Słowian tego co na ziemię przyniósł Chrystus. O tym opowiadają Sulistrowiczki.


Drewniany balkon chóru. (foto-jc) Dominującą materią wystroju kaplicy jest drewno, w tym również nastawki ołtarzowej. (Drzewa Jessego). (foto-jc)
W jakiś sposób może to stanowić jedną z największych atrakcji Ślęży – chociaż w swej istocie smutną. Spór z wyjściowej legendy się nie skończył. Można z przekąsem powiedzieć, że przepychanki i inwektywy ze strony diabelskich mocy są tu wciąż aktualne. Oto na scenę wkroczyli rodzimowiercy, neopoganie i jeszcze jakieś tam inne dziwne twory. Żeby było jasne nie są to wielbiciele historii i jej rekonstruktorzy. Nie interesuje ich ani historia ani etnografia ani historia cywilizacji na polskich ziemiach. Ubierają się w te szatki ale nadają temu wszystkiemu swój wymiar, swoje kreacje. Prawda nie ma tu znaczenia tylko ich wymysły. A o jakości tych pomysłów niech świadczy chociażby próba wyjaśnienia ciemnej karnacji obrazu Matki Bożej w karmelitańskim klasztorze w Czernej. Według nich twarz Matki Bożej nie jest pociemniała tylko osmalona od piorunów bezustannie rzucanych przez Jej męża Zeusa. Nie, to nie żart – oni tak uważają. I podobne widzenie mają względem wszystkiego a dominującą cechą ich postrzegania rzeczywistości jest poczucie krzywdy. Historia skrzywdziła ich protoplastów a obecna rzeczywistość krzywdzi ich. Prym wśród nich wiedzie niejaki Czesław B., który spłodził dziesiątki tysięcy stron szalonych wypocin, w tym „Stworze i zdusze czyli starosłowiańskie boginki i demony”, „Mitologia słowiańska” i inne tego typu fantastyki. Jego diaboliczne piętno wpisuje się w postrzeganie Ślęży podobnie jak doktora Bohne twórcy „Wenecji” w Sulistrowiczkach. Łączą ich głównie rozpasany okultyzm i antykatolickość. Za ostoję swoich pociesznych „zeusików” uważają rodzimowiercy i neopoganie właśnie Ślężę! Ma to być góra bogów! Współczesny Olimp! Z zacietrzewieniem niszczą tam symbole chrześcijaństwa a najbardziej stacje Drogi Krzyżowej z Sulistrowiczek do kościoła na szczycie Ślęży. Ślady takiej dewastacji widzimy na fotografiach ilustrujących napisy na krzyżach stacyjnych. Zajęli się również „poważną działalnością”. Wystosowali list protestacyjny do papieża Benedykta XVI. Domagali się w nim …. ni mniej ni więcej jak likwidacji istniejących stacji Drogi Krzyżowej z Sulistrowiczek do kościoła na Ślęży, napomnienia i powstrzymania proboszcza z Sulistrowic przed „zapędami” jej reaktywowania i uznania Ślęży za ich naturalne dziedzictwo. Znamienna jest przy tym reakcja proboszcza, według którego całe to mieszane rodzimowierczo-pogańskie towarzystwo liczy około 1200 osób. Wyraża się o nich jednak w pełen zrozumienia i szacunku sposób widząc w zdecydowanej większości coś w rodzaju oszukanych ofiar zaledwie kilkunastu aktywistów. Spory odzew rodzimowierców wzbudziło usunięcie „podrapanego słupka” ze schroniska na Ślęży. Słupek ten miał być rzeźbą Światowida ale brzydki i dekomponujący wystrój został stamtąd wyrzucony. Rodzimowiercy okrzyknęli się dumnie diasporą religijną a winnym całego zajścia uznali proboszcza z Sulistrowic. Napisali list otwarty do papieża i wrocławskiego arcybiskupa. Apelowali tam o „pojednanie i dialog” a dla pokazania swojej dobrej woli i dobrych intencji zdewastowali kolejne krzyże na Drodze Krzyżowej na Ślężę oraz podpalili drewnianą figurę Chrystusa Frasobliwego przy wejściu do kościoła w Sulistrowiczkach. Liczyli pewnie, że cały kościół spłonie i będą mieli trochę problemu z głowy.



Słupek w funkcji posągu Światowida na Ślęży. (foto-kwartalnik Słowianić) Fragmenty zbezczeszczonych krzyży Drogi Krzyżowej z napisami: „KATOLE PRECZ ZE ŚLĘŻY”, „TO GÓRA POGAN”. (foto-jc) Figura Chrystusa Frasobliwego przy wejściu do sanktuarium w Sulistrowiczkach. Tę to figurę podpalili rodzimowierco-neopoganie. (foto-jc)
Jest trochę paradoksem, że odrzuty z kamieniarsko-rzeźbiarskich warsztatów w katolickiej służbie, będące wręcz wyrzuconymi śmiećmi stały się ikonami wierzeń rodzimowierców i neopogan.
Gdzie jest problem. Czy wyżej opisane wydarzenia są atrakcją Ślęży. Nie. Te szkodniki z „rodzimowierczej diaspory” nie są aż tak wielkim problemem. Ciekawym jest to, że przytoczona wcześniej legenda założycielska Ślęży nie jest tylko legendą. Jest w jakimś sensie opisem tego co się tam wciąż dzieje. A problemem jest to co dzieje się w duszy turysty. Na ile daje się on infekować „kultowemu” ujęciu Ślężańskiego wystroju. Na ile potrafi odrzucić fałsz i wymyślanki. Czy w ogóle zdaje sobie sprawę, że założono mu opaskę na oczy. Nie musi być człowiekiem wierzącym żeby dostrzec i docenić, dające życie, piękno chrześcijańskiej tradycji tak jak to głosi napis na drewnianej ocembrowinie cudownego źródełka w Sulistrowiczkach: „WODA ŻYWA”.
JC