TRZEPNICA
POCIESZNA GÓRKA - HISTORIA DZWONU, KTÓRY PRZEMÓWIŁ
Pięknu tego miejsca, jego starannemu utrzymaniu towarzyszy coś jeszcze. Jakiś szczególny klimat, jakieś szczególne tchnienie Ducha Świętego i NM Panny oraz jakaś szczególna przenikliwość tego wszystkiego do dusz pielgrzymów i nastroju turystów. Czują się oni tutaj nadzwyczajnie „świątecznie”. Jakby zostali zaproszeni do letniej rezydencji Królowej.
Jak dotrzeć. Z Piotrkowa Trybunalskiego kierujemy się na południe. Do przejechania mamy 29 kilometrów. Po dotarciu do Trzepnicy kierujemy się na zachód. Po około kilometrze po prawej stronie znajdziemy sanktuarium. Bardzo zadbany obszar sanktuarium poprzecinany jest dróżkami Drogi Krzyżowej . … . Aby dotrzeć do cudownego źródełka kierujemy się do lewego tylnego naroża za … . Tam znajdziemy furtkę a za nią ścieżkę, która doprowadzi nas do cudownego źródełka. Nieco zaskoczeniem jest zmiana klimatu. Perfekcyjnie zadbany teren sanktuarium i ścieżka wyraźna ale wprawiająca w wątpliwość czy dobrze idziemy. Na szczęście do przejścia mamy coś około stu metrów. Wychodząc z niewielkiego zakrzaczenia ujrzymy studzienkę z rodzajem żurawia do czerpania wody.
Trudna do rozwikłania legenda założycielska. Jest tak piękna, że lepiej zostawić ją taką jaka jest: „Kiedyś bardzo dawno temu szedł pod ziemią dzwon a jego głos był słyszalny. Za dzwonem ustawiła się procesja wiernych, którym towarzyszył ksiądz. Maszerując śpiewali pieśni. Kiedy dotarli do miejsca zwanego dzisiaj „Pocieszną Górką”, dzwon się zatrzymał się i słyszalnym głosem oznajmił, że po latach pewien dobry człowiek ma go wykopać kiedy tu będzie kopał studnię. Tam też stanęła pierwsza drewniana kapliczka.”
Wcale nie zastępcze – tylko drugie. Pocieszna Górka słynie ze swojego źródełka z uzdrawiającą wodą. Nie jest to jednak to, które wskazał „mówiący dzwon”. Pierwsze znajdowało się przy kaplicy lecz z czasem wyschło. Wówczas pojawiło się drugie. Wytrysnęło ono na pobliskim polu i to właśnie z niego pielgrzymi do dzisiaj czerpią wodę obdarzoną uzdrawiającymi mocami. Ślady pierwszego źródełka zachowały się po dziś dzień. Pojawiło się ono nie tylko z zapowiedzi „mówiącego dzwonu” ale wskutek usilnych modlitw wznoszonych przez lud na Pociesznej Górce. Działo się to w czasie ogromnej suszy jaka nawiedziła okolicę. Pielgrzymi czerpali z niego wodę i przemywali nią chore miejsca. To drugie jest dla nich tym samym tylko w innym miejscu i tak jak dawniej nabierają z niego wodę, przemywają chore miejsca a wiele osób zabiera ją do swoich domostw do swoich chorych.
Szalona opowieść o dwóch braciach. Nie o szalonych braciach ale szalona opowieść. Jest to opowieść o przedziwnym zdarzeniu związanym z ufundowaniem nowej murowanej kaplicy. Otóż w okolicy mieszkało dwóch braci nazwiskiem Tyrko. Jeden z nich był młynarzem na Borowcu a drugi leśniczym we dworze. Któregoś dnia młynarz sprzedał na targu w Rozprzy woła. Kiedy wracał z pieniędzmi do domu drogę zastąpił mu brat, który oczekiwał na niego pod Mierzynem na skraju lasu. Kiedy młynarz się zbliżył, leśniczy zaczął do niego mierzyć z fuzji. Wystraszony młynarz zląkł się, krzyknął do brata i wezwał pomocy Maryi. Zląkł się również leśniczy i nie pociągnął za spust. Wkrótce jednak zachorował i zmarł. W dniu kiedy miano go pogrzebać, kiedy zabijano jego trumnę, odrzucił wieko usiadł i nic nie mówił. Z wyjątkiem jednego. Rozkazał wręcz aby namalować obraz. Brat spełnił to życzenie. A gdy obraz został już namalowany leśniczy położył się z powrotem do trumny i rzeczywiście zmarł. Obraz te możemy zobaczyć w kaplicy na Pociesznej Górce, gdzie wisi po dzień dzisiejszy. Jest to obraz wotywny przedstawiający Ukrzyżowanie. W jego dolnej części możemy dojrzeć sceny ilustrujące powyższą historię.
Jeden z dwóch braci, młynarz Szymon Tyrko, został fundatorem pierwszej murowanej kaplicy na Pociesznej Górce. Pierwotna kaplica była drewniana. Stanęła w miejscu, o którym źródłowe przekazy mówią, że „modlący o Boże Łaski doznawali ich tam od niepamiętnych czasów”. Murowana kaplica Szymona Tyrko wybudowana została pod koniec XVIII wieku a poprzednia drewniana stała na pociesznej Górce ponad dwieście lat.
Letnia rezydencja Królowej. Obraz Matki Bożej Pocieszenia łącznie z celem pielgrzymek sanktuarium na Pociesznej Górce stanowią swoistą całość. Dzieje się tak pomimo, że obraz jest przechowywany i czczony w kościele parafialnym. Obraz nazywany Matka Pocieszenia (Mater Consolationis) i taka sama nazwa miejsca pielgrzymowego „Pocieszna Górka”. I tu i tam i parafia w Bęczkowicach i sanktuarium w Trzepnicy to jedno. I tu i tam parafianie i pielgrzymi wyczuwają wyjątkową bliskość Matki Bożej. I tu i tam doznają pocieszenia, duchowego wsparcia i umocnienia. I w końcu i tu i tam często można spotkać obraz bowiem przy wielu okazjach peregrynuje on z Bęczkowic do Trzepnicy i z powrotem. Współgra tutaj jedno z określeń Gazety Piotrkowskiej, że Trzepnica jest „letnią rezydencją jasnogórskiej królowej.”
Swoją drogą, kiedy cudowne obraz Matki Bożej Pocieszenia „przebywa” w kościele parafialnym w Bęczkowicach, Trzepnica nie jest osamotniona. Okazało się bowiem, że wiszący na stałe w kaplicy obraz Matki Bożej to właściwie dwa obrazy. Pod warstwą farby „pierwszego” obrazu konserwatorzy odkryli drugą warstwę również z wizerunkiem Matki Bożej. Wiek tego odkrytego wizerunku określono na około 500 lat. Obecnie obraz te oglądamy z postacią Maryi z nałożoną sukienką i stojącą na półksiężycu.
Coś się dzieje. Bardzo ciekawy jest zapis z kroniki parafialnej w Bęczkowicach z dnia 6 lutego 1929 roku. O godzinie 17.00, przy temperaturze -20 oC, zapaliła się w kaplicy w Trzepnicy świeca zwana Sakramentką. Stało się to samorzutnie. Paliła się sześć godzin a obserwowało to 10 osób. Okna i drzwi były szczelnie zamknięte a do tego krata wejściowa od dwóch tygodni również nie była otwierana. Kiedy przybył opiekun kaplicy Jan Sobczyk, który był w posiadaniu klucza, otwarto kaplicę. Nie stwierdzono żadnego śladu czyjejś obecności. Przy gotowości złożenia uroczystej przysięgi świadków tego zdarzenia na potwierdzenie tego co widzieli, sprawę uznano za oczywisty cud Najświętszej Maryi Panny.
JC