HOSZOWCZYK

ŚWIAT KTÓRY SIĘ OSUNĄŁ      

Zbliżając się do Hoszowczyka ledwo go dostrzegamy pomiędzy zalesieniami. (foto-jc)

Dzisiaj cudowne źródełko zapomniane, bez oznakowanych dojść i poza szlakami. Kiedyś, szczególnie w międzywojniu,  modne i znane poza granicami kraju.

Jak dotrzeć. Do Ustrzyk Dolnych dojeżdżamy drogą krajową nr 84. Z drogi tej do Ustrzyk Górnych jedzie się drogą wojewódzką nr 968. Droga powiatowa, zwana obwodnicą Ustrzyk Dolnych, przy której leży Hoszowczyk  rozpoczyna się tuż przed Ustrzykami Dolnymi przy drodze nr 84 w miejscowości Ustjanowa a kończy się w miejscowości Hoszów przy drodze 968 około 6 kilometrów za Ustrzykami Dolnymi.

      Wrota do nieba. Wjazd do Hoszowa, niewielkiej liczącej zaledwie 130 mieszkańców wioski, jest dużym przeżyciem estetycznym. Widok co prawda w sensie wizualnym przypomina kiczowate przesłodzone makatki, ale nikomu to odniesienie nie przeszkadza w zachwycie. Pokręcona droga, mnóstwo pagórków i pochyłości z poutykanymi pomiędzy nimi domostwami i połyskujące w słońcu blaszane pokrycie dawnej cerkwi. Mnóstwo niewielkich zadrzewień, których ciemniejsza tonacja gra w zielone z jaśniejszą tonacją łąk. Zimą zaś zieleń świerków łamie grę bieli ze srebrem. Tak to odczuwają przyjezdni ale jeszcze bardziej zachwyceni byli dawni mieszkańcy Hoszowczyka, mówiąc o swojej miejscowości „wrota do nieba”. Podobno tutejszą cerkiew ustawiono tak aby wzmocnić wrażenia, aby w otoczeniu z widokiem była wielką pieśnią radości i pochwały stworzenia.

   Dwie drogi do źródełka. Wjeżdżamy w drogę naprzeciw cerkwi. Około półtora kilometra zajmuje dojazd do krańcowych zabudowań wsi. W 2015 roku w tym  miejscu  nie istniały znaki informujące o dojściu do źródełka. Konieczna jest tutaj konsultacja z miejscowymi mieszkańcami. Dojść można na dwa sposoby.

   Pierwszy to wejść od razu w las aby po niezbyt uciążliwym podejściu w górę skręcić w prawo i posuwać  się dalej stokiem. Droga ta wymaga jednak miejscowego przewodnika i to takiego, który już zachodził tędy do źródełka ponieważ bardzo łatwo je przegapić. Przejście dostarcza ogromnych wrażeń jakie tylko potrafi dać las. Odpowiednie obuwie i długie spodnie są tu niezbędne z uwagi na odcinki, w których dominuje poszycie z niewysokimi kolczastymi krzaczkami. Druga część drogi wzdłuż stoku wiedzie lekką przeważnie pochyłością gdzie w większości bukowy las ujmuje „zieloną ciszą”. Tworzy jakiś majestat podkreślony wyraźnym przeczuciem, że niewielu ludzi tutaj zagląda. Pojawia się też  sporo powalonych drzew i niewielkie wąwozy. Wyżłobiła je spływająca  z wyższych części stoku woda. W bezdeszczowym okresie dno wielu z nich wypełniają leniwe cieki. Brzegi tych wąwozów raczej niestabilne wymagają uwagi przy poruszaniu się.

   Druga możliwość również wymaga pomocy miejscowego przewodnika ale tylko celem wskazania odpowiedniego leśnego duktu. Początkowo nie wchodzimy w las lecz poruszamy się łąkami i pastwiskami wzdłuż skraju lasu. Poruszamy się północnym stokiem grzbietu. Jeżeli będziemy mieli wskazane odpowiednie wejście w las możemy już poruszać się sami. Leśna droga dosyć łagodnie wspina się w górę. Po niecałym kilometrze drogi z lewej  strony dostrzeżemy metalowy krzyż kierujący nas do źródełka. Kolejne 200 metrów i docieramy do celu.

   Źródełko. Nie sposób ukryć pewnego zaskoczenia. Skromność miejsca nie daje się opisać. Od źródełka ciągnie się w dół wąwóz jakich tu mnóstwo. Wypływ wody ujęty niebieską plastikową rurką i bardzo niewielka drewniana kapliczka przyczepiona do stoku nad źródełkiem. Gdyby nie biało-czerwona chorągiewka jakich używali mundialowi kibice to przegapić źródełko byłoby łatwo nawet całkiem blisko przechodząc obok niego. Przewodnik, który piszącego prowadził nie łąkami ale zalesionym stokiem od pewnego momentu drogi sygnalizował obawę czy i on nie przegapił źródełka. Lubi tu przychodzić a na pobraną wodę chętna jest i rodzina i sąsiedzi. Bywał tu już jako młody chłopak i wspominał, że pamięta jak z kolegami znajdowali różne monety kiedy obsunęło się ocembrowanie zbiornika, do którego wlewała się woda ze źródełka. Rodzina przewodnika jak zresztą większość mieszkańców znalazła się w Hoszowczyku po wymianie ludności. W jego jednak świadomości i w powojennej tradycji rodzinnej cudowne źródełko na stoku odgrywało bardzo ważną rolę. Pomimo, że cała międzywojenna tradycja zniknęła, nowi mieszkańcy nad wyraz chętnie zachodzili tutaj po wodę i pomodlić się. Wiele tej wodzie zawdzięczała babcia przewodnika, która jak większość mieszkańców wywodzi się z Sokalszczyzny. Źródełko wniknęło w życie nowych mieszkańców chociaż nie odzyskało dawnej renomy.

   Przybywanie do tego źródła było kiedyś „modne”. Obecnie jest zapomniane. Owo zapomnienie sprawiło, że jest jakby ukryte w lesie na zboczu pasma Żukowa. Nie zaglądają tu już ani pielgrzymi ani turyści. Omijają je również szlaki turystyczne. W tym pominięciu popadło w zaniedbanie.

   Kiedyś było jednak inaczej.  Można powiedzieć nawet, że panowała swoista moda na zaglądanie tutaj. Źródło słynące przed II wojną światową było celem pielgrzymek mieszkańców okolicznych wiosek i miast. We wspomnieniach pojawiają się też informacje, że wśród przybywających obok Polaków spotykalo się sporo Rusinów, Żydów, Słowaków i Węgrów.

   Woda. Ściągała pielgrzymów z różnorakimi dolegliwościami. Sczególnie ceniono ją w leczeniu chorób oczu. Odnotowano tu przywrócenia wzroku po przemyciu oczu wodą ze źródełka. Pielgrzymi w podziękowaniu za uzdrowieniepozostawiali  przeróżne wota. Okoliczne drzewa były nimi poobwieszane. Umiejscowiony obok źródełka cebrzyk ze święconąś wodą wypełniał się zaś monetami. Wśród większych i mniejszych nominałów odróżniały się te z sąsiednich krajów. Wśród miłośników i znawców okolicy pojawiła się pogłoska, że już ze dwadzieścia lat temu któryś z profesorów uniwersyteckich przeprowadził badania tej wody po czym orzekł, że rzeczywiście posiada właściwości lecznicze, szczególnie oczu i że warto by tutaj wybudować sanatorium.

   Kiedyś tylko młyn, dzisiaj kozy. Przy dużych staraniach badaczy niewiele udało się zebrać wiadomości o dziejach tej miejscowosci. Pustka jaka tu panowała została podarowana w 1420 roku niejakiemu Iwanowi Wołoszynowi przez króla Władysława Jagiełłę. Tak powstał  sąsiedni Hoszów. Okoliczne Rabe, Moczary i Hoszowczyk powstały później.  Pojawiają się  dopiero w dokumentach z 1578 roku, z których wynika, że upłynął im okres wolnizny więc musiały być starsze. Późniejsze rejestry nie  wspominają ani o folwarku ani o popostwie, nie wykazują też młyna. Ten powstał w Hoszowczyku  dopiero w połowie XVII wieku i działał do I wojny światowej.  Na początku XX wieku poszukiwano tutaj złóżropy naftowej. Pomimo jednak tego, że znajdowało się we wsi samowypływowe źródło ropy naftowej wydobycia nie prowadzono. Rolniczy charakter miejscowości podtrzymują dzisiaj hodowle bydła mlecznego, owiec i kóz. Te ostatnie nietrudno dostrzec wjeżdżając do wsi i w samej wsi a nawet koło cerkwi.

    Przestawianie granic i „przepychanie” ludności. W 1921 roku wieś liczyła nieco ponad 500 mieszkańców, którzy zamieszkiwali prawie 90 domostw. Większość stanowili grekokatolicy. Katolików było zaledwie kilkunastu i równo  niewiele wyznania mojżeszowego. W latach 1945-1951 Hoszowczyk znajdował się w granicach ZSRR. Przed wymuszoną zmianą granic mieszkańcy jako obywatele sowieccy zostali zmuszeni do przesiedlenia się w głąb ZSRR. Do Hoszowczyka sprowadzono mieszkańców sokalszczyzny (terenów odebranych przez ZSRR).  Rosjanie tradycyjnie nie przejmowali się losem zabranych mieszkańców ani tragediami ludzkimi, które tworzyli. Trafili oni do ziemianek, chociaż obiecywano im daleko lepsze warunki niż mieli. Nie popisali się również Polacy. Obok ludzi z sokalszczyzny, silnie polskiego rejonu o wielkich tradycjach, przywożono tutaj diasporę byłych żołnierzy greckiego komunistycznego generała Marcosa. Akcja była źle przygotowana, całkowicie brakowało jakiegokolwiek rozeznania. Większość chałup była w bardzo złym stanie a nadchodziła śnieżna i mroźna zima.

Cerkiew. Smukła,prosta i niewielka nie należy do tych najbardziej fikuśnych i okazałych na jakie możemy sie w tym rejonie natknąć. Do tego z krótką i nieobrośniętą legendami historią. Powstała w 1926 roku. Jej zamysł i styl w dosyć czysty sposób realizuje jednak zalecenia architektoniczne obecne na Rusi. Chodzi tutaj o funkcjonalność zawartą w prostych i tanich w budowie cerkwiach możliwych do wznoszenia przez niebogate parafie. Ładna i proporcjonalna bryła świątyni kryje w sobie elementy architektury staroruskiej i baroku z nieodzowną właśnie funkcjonalnością.

   Postawiona jest na planie krzyża greckiego i orientowana. Nad nawą góruje ośmioboczny bęben kopuły. Tak jak i dach obita jest ona blachą. Trójboczne prezbiterium z dwoma zakrystiami. Ściany zewnętrzne drewniane z ozdobnym oszalowaniem. W całym obiekcie sklepienia płaskie. W ołtarzu głównym  ikona Matki Bożej Dobrej Rady. Pierwotnego wyposażenia praktycznie brak. Współczesny jest obraz św. Michala Archanioła w prawym ołtarzu.

 Po 1951 roku po kilku próbach odprawienia w cerkwi mszy rzymskokatolickiej władze obiekt zamknęły i wykorzystywały jako magazyn. Na kościół rzymskokatolicki adaptowano świątynię w 1970 roku a w 2002 wyremontowano. Obecnie kościół filialny parafii w Ustrzykach Dolnych funkconuje podobnie jak przedtem cerkiew pod wezwaniem Narodzenia Matki Bożej. Przy przywracaniu tej i wielu innych cerkwi do użytku kultowego nieocenione były starania biskupa Ignacego Tokarczuka. Sprawił on że w 1975 funkcjonowało 25 kościołów filialnych w bieszczadzkich cerkwiach. Dla wielu z nich okazało się to ratunkiem przed zniszczeniem.

JC