RUDZICA

SZATY PIELGRZYMA ZAMIAST KORONY

Opowieść o duchowym gospodarzu tego miejsca to trochę jak fragment baśni o królewiczu, który został świniopasem a potem świętym. Do tego jego iroszkockie pochodzenie wciąga nas w świat pięknego wczesnośredniowiecznego uniwersalizmu.

   Jak dotrzeć. Z Katowic przez Czechowice-Dziedzice do Rudzicy jest 60 kilometrów. W Czechowicach –Dziedzicach z DK 1 skręcamy na prawo do miejscowości Bronów, później Mazańcowice a następnie w prawo i po czterech kilometrach jesteśmy w Rudzicy. Niewiele więcej jest do przejechania z Katowic przez Żory (zaledwie 6 kilometrów dalej). Jedziemy wówczas DK 81. Jedenaście kilometrów na południe od Żor skręcamy do miejscowości Chybie. Po jej przejechaniu zostaje nam jeszcze około 6 kilometrów do Rudzicy.

   Jedna z głównych dróg w Rudzicy, ulica Strumieńska, nie przecina centrum miejscowości. Biegnie od zachodniej strony z południa na północ. Trzeba nam dotrzeć do ulicy Strumieńskiej, skierować się na północ i wjechać w małą ulicę Zdrojową. Tam zobaczymy znak:

Mieszkańcy Rudzicy lubią się chwalić Doliną Świętego Wendelina. (foto-jc)

Na miejsce dojeżdżamy drogą gruntową ale dobrze utrzymaną. W samej dolince przed mostkiem do kaplicy niewielki parking. Samochód można też zostawić przed laskiem. Wówczas czeka nas niedługi ale miły śródleśny spacer do kaplicy i do cudownego źródełka.

    Kto to taki Wendelin.  Dla większości Polaków nieznany a nawet odbierany trochę egzotycznie. Żył w VI wieku i był synem jednego z królów na Wyspach Brytyjskich. Tradycja precyzuje to jednak bardziej mówiąc, że pochodził z rodu szkockiego lub irlandzkiego. Określenie go zaś jako Iroszkota  mówi z kolei więcej o jego wyznaniu, wierze i misyjnej żarliwości. Iroszkoci przez poprzednie wieki, nieciekawe dla Europy, w pewien sposób przechowali i ustrzegli depozyt wiary. Przez kolejne wieki widzimy ich w wielu punktach Europy z misją ewangelizacyjną. Wyprawiali się indywidualnie jak i w sposób zorganizowany. Najbardziej znany jest tu właśnie Zakon Iroszkotów. W Polsce najciekawszym skutkiem ich misyjnej obecności jest fakt, że zanim Dąbrówka przekroczyła w 966 roku polską granicę to sto lat wcześniej w dolinie Dunajca wiele tamtejszych rodzin było  już chrześcijanami.

   Wendelin nie taki znowu nieznany. Jako młodzieniec przywdział pielgrzymie szaty i opuścił rodzinny pałac. Zrezygnował z przyjęcia korony. Swoje pochodzenie wyjawił dopiero przed śmiercią arcybiskupowi Trewiru. W ubogich szatach i wyruszył pieszo do Rzymu. Wolał samotne i skromne życie.  Dotarł do Rzymu gdzie otrzymał papieskie błogosławieństwo. W drodze powrotnej utrzymywał się z udzielane mu jałmużny.

Przełomowym momentem było spotkanie z człowiekiem, który mu odmówił jałmużny stwierdzając, że kto nie pracuje ten nie je. Wendelin w tych słowach odnalazł wolę i wskazówkę Bożą. Został świniopasem. Bardzo solidnie wywiązywał się ze swoich obowiązków i wkrótce awansował na pasterza. Z czasem uzyskał zwolnienie i został zakonnikiem z własną pustelnią.            Okoliczni mieszkańcy bardzo cenili sobie jego wiedzę i jego porady dotyczące bydła i trzody. Kiedy jednak wiedza nie wystarczała na rozwiązanie ich problemów wówczas skutecznie je rozwiązywał sięgając do modlitwy. Po śmierci benedyktyńskiego opata, któremu podlegał został wybrany jego następcą i przez kolejne 20 lat przewodził opactwu w Tholey. Kiedy umarł pochowano go w jego ulubionej pustelni . Zmarł w aurze świętości a później zanotowano tam wiele cudów. W XII wieku nazwę miejscowości zmieniono na Sankt Wendel.

   Obwołany został patronem pastwisk i trzód. Oręduje za pasterzami oraz jest obrońcą w czasie epidemii. Doliczono się około tysiąca pięciuset miejsc którym patronuje nie licząc pięciuset kaplic i stu sześćdziesięciu miejsc pielgrzymkowych z nim związanych. Dba także o podróżników i wędrowców.

   W Polsce natkniemy się na niego w trzech kaplicach i w tysiącach chałup Podhala. Jak kult Świętego trafił do Rudzicy. Miejscowe przekazy mówią, że jeden z jej mieszkańców  służył w wojsku austriackim w Tyrolu. Stamtąd to przywiózł ze sobą obrazek z podobizną św. Wendelina , który powiesił w rudzickim lesie na drzewie obok źródełka. Wówczas źródełko objawiło swoją uzdrowicielską moc. Licznie pojawili się pielgrzymi. Miejsce to zaczęło przyciągać licznych pielgrzymów. Woda wykazywała szczególną skuteczność na choroby gardła i oczu.

   Św. Wendelina znajdziemy w Polsce jeszcze zaledwie w dwóch kapliczkach. Jest jednak region, w którym stał się niemal domownikiem tysięcy chałup. Na terenach górskich, gdzie dominowała gospodarka pasterska, św. Wendelin –  patron pasterzy stał się jednym z najpopularniejszych świętych. Na Podhalu w kącie izby lub na wprost wejścia zawieszano obrazy  ze świętymi patronami, błogosławiącymi domostwu i jego mieszkańcom. Obrazy umieszczano powyżej długiej drewniane listwy zwanej paradą. Liczba obrazów bywała czasem szokująco duża. Bywało, że było ich ponad 80 sztuk. Chłopi, górale dobrze jednak się z tym czuli. Wierzyli że wiszący pod powałą święci opiekują się nimi. Sprawowana przez nich opieka wynikała z ich specjalizacji i była bardzo konkretna. Od powodzi chronił Jan Nepomucen, św. Florian przed pożarem, św. Barbara przed piorunami. Święta Anna była opiekunką gaździn a święty Józef wzorem i opiekunem gazdy. Wszystkie sfery życia podtatrzańskiego chłopa miały w tej galerii swojego patrona. Hodowla i pasterstwo, główne zajęcie górali, nie mogło się obyć bez opieki i patronatu św. Wendelina. Szczególnie na wiosnę modlono się do niego o dobry wypas owiec na polanach i halach. W żadnej paradzie świętych w podtatrzańskich chałupach nie zabrakło św. Wendelina.

Kapliczka. Nad wejściem na kartuszu znajdziemy datę budowy – 1876 – oraz daty rozbudowy lub ewentualnie remontów: 1956, 2005 i 2014. Usadowiona jest na planie prostokąta. Wysunięty przedsionek tworzy kruchtę. Całość zakrywa dwuspadowy dach. W bocznych ścianach kapliczki po jednym oknie o łukowym zwieńczeniu. Wypełniają je dwa współczesne  witraże.  Od strony północnej wizerunek św. Jana Pawła II a od południowej św. Ojca Pio. Nad szczytową ścianą na kalenicy umieszczona wysoka sygnaturka. Jej złożony kształt i bogate zdobienia wieńczy wysoki cebulasty hełm. Ten z kolei zakończony metalowym krzyżem zdobionym promieniami. Ściany  przedsionka od wewnątrz z głębokimi wnękami z figurami świętego Franciszka (po lewej) i świętego Antoniego (po prawej). W środku na ścianie absydy trzy obrazy. Pośrodku kopia pierwotnego obrazu świętego pasterza.  Przedstawia on  Wendelina modlącego się na różańcu.  Na boku obraz świętego Jana Chrzciciela. We wnętrzu również wiele innych figur i obrazków.

   Nastrój zestrojony z naturą. Otoczenie leśnej kapliczki łączy w zadziwiający sposób i skromność i bogactwo. Jest tu to co jest potrzebne. Nad strumieniem przed kaplicą przerzucono mostek. Szeroki i dający pielgrzymom w większych  grupach dobry dostęp do polany z kaplicą.  Obok kapliczki wybudowane ujęcie z zadaszeniem do którego doprowadzono wodę spod kapliczki. Plac przy kapliczce wybrukowany, zbudowano też chodniki i ustawiono ławki. Nieco powyżej ustawiono drewnianą figurę świętego Wendelina z  nieodłącznym różańcem. Figura tworzy z pniami drzew rodzaj kompozycji. Trochę przypomina to jakby grotę czy szałas u wejścia którego św. Wendelin wita przybyłych wędrowców i błogosławi pielgrzymom. W tej skromności zestrojonej z naturą figura świętego zdaje się wprowadzać jeszcze jedną narrację. Jakby mówił, że mu się tutaj podoba. I nie, że zagląda tu często ale że zamieszkał tu na stałe. Że kiedy trafił tu ponad półtora wieku temu w postaci małego obrazka, to już wtedy tak mu się tu spodobało, że mocą i wolą Bożą „uruchomił” źródełko jako cudowne

   Cudowne uzdrowienia. Przyjeżdża tutaj dużo ludzi ciężko chorych. Wiele też ciężko chorych osób otrzymuje wodę z cudownego źródełka dzięki rodzinom, które dbają aby ci regularnie ją otrzymywali. Nabierają wody i wypraszają tutaj łaski odzyskania zdrowia. Z całego Górnego Śląska , nie tylko z najbliższych okolic. Wielu z nich zjawia się tutaj co tydzień. Ujmujące są rozmowy z tymi ludźmi. W odróżnieniu od zdawkowości wpisów w „Księdze Łask” opowiadają z żarem o swoim życiu. Swoim i swoich rodzin.  Zaskakujące jest poczucie głębokiej więzi z tym miejscem, głębokiej relacji  ze Stwórcą i jego sługą Wendelinem. Relacji spiętej modlitwą i wodą z cudownego źródełka. W opowieściach dotykających dramatów z ich życia bardzo często wybrzmiewa pewien wspólny motyw. Święty Wendelin mocą udzieloną mu przez Boga zatrzymuje te dramaty. Niezliczone przykłady ludzi, u których jego wstawiennictwo zatrzymało rozwój chorób. On je zatrzymuje i nie pozwala się im rozwijać. Niektórym to może wydawać się mało ale ludzie nie tyle uzdrowieni ale u których jej rozwój został powstrzymany, którym zdjęto końcowy wyrok przypisany tej chorobie są niewymownie wdzięczni i de facto czują się jak uzdrowieni. Funkcjonują normalnie a wdzięczność ich wydaje się być zwielokrotniona. Tych „stałych” przyjezdnych z całego Górnego Śląska spotkać tu można co chwilę. Rozmowy i gawędy z nimi to budująca radość.

   Kilka razy w roku bywa tutaj jednak bardzo tłoczno. Co roku 25 kwietnia zjawiają się okoliczni mieszkańcy. Modlą się wówczas o dobre urodzaje. Upodobali sobie również to miejsce myśliwi z wielu okolicznych kół łowieckich. Zjawiają się oczywiście na świętego Huberta.

JC