TOPOLNO

NIE WIADOMO SKĄD „PRZYPŁYNĄŁ” OBRAZ MATKI BOŻEJ ZE     ZRANIENIAMI.  NA PEWNO Z NIEBA, ALE GDZIE BYŁ PO DRODZE?

      Minęło niedawno 300 lat od ustanowienia w Topolnie sanktuarium i 437 lat od kiedy do Topolna przypłynął cudowny wizerunek Matki Bożej. Wydaje się też, że w końcu minął już czas skrywania tego sanktuarium. 

     Świetlisty spływ. Roku Pańskiego 1583 w uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny znad środka Wisły ukazała się jasność. Koryto Wisły biegło wówczas znacznie bliżej Topolna niż dzisiaj i wydarzenie szybko przyciągnęło uwagę mieszkańców. Jasność nie wydobywała się od jakiegoś ognia. Intensywnie tkwiła nad czymś lekko zanurzonym w wodzie, nad płynący obrazem. Kiedy się zatrzymał podpłynęli łodziami i wydobyli wizerunek Matki Bożej. Zdziwienie, przestrach i jakieś poczucie niesamowitej doniosłości chwili sprawiły, że nie tyle sami mieszkańcy uznali to za cud. Wiedzieli i widzieli, że są świadkami cudu. Przed ich oczami, przenikając ich serca i dusze, miało miejsce cudowne objawienie Matki Najświętszej. Początkowo obraz złożono w kapliczce, kiedy się jednak okazało, że przybywają do niego liczne rzesze pątników, jeszcze tego samego roku 1583 powstał pierwszy drewniany kościółek, w którym Matka Boża w swoim obrazie przebywała prawie 100 lat.

      Kilkakrotne prośby Najświętszej Panienki nie skutkowały, więc zaczęła uciekać. Kolejny murowany kościół oddany został do użytku w 1683 roku. W tym czasie dziedzicami Topolna była rodzina Andrzeja Konarskiego podkomorzego pomorskiego i Elżbiety. To pobożne małżeństwo kilkukrotnie doznawało wspólnego snu, w którym Matka Boża prosiła o przeniesienie Jej obrazu w inne miejsce, gdzie doznawałby większej czci. Podobnie śnił urzędujący od niedawna w drewnianym kościółku ksiądz kapelan. Nie przywiązywali jednak do tego snu wagi, dopóki obraz nie zniknął. Sporo czasu minęło zanim go odnaleźli w miejscu, gdzie dzisiaj stoi kościół. Ucieczka obrazu powtarzała się pięciokrotnie. Wszyscy uznali wówczas, że ma miejsce kolejny cud, w którym Matka Boża wyraża swoją wolę. O sprawie dowiedział się brat Andrzeja Konarskiego Adam, wojewoda malborski i proboszcz kapituły warmińskiej, który na swój koszt postanowił wystawić nowy murowany kościół oraz zabudowania klasztorne dla przyszłych opiekunów cudownego obrazu.

       Złoty wiek sanktuarium w Topolnie to lata 1685 do roku 1811 (do chwili kasaty zakonu). Ślady opiekujących się sanktuarium ojców paulinów to właściwie całe to niezwykłe wyposażenie świątyni oraz siedem dużych obrazów ilustrujących życie tej zakonnej rodziny.

     Czas po paulinach to wdeptywanie sanktuarium w glebę. Posługa ojców paulinów w Topolnie trwała 126 lat. Przeważnie ośmioosobowy skład klasztoru był ich najdalej na północ wysuniętą placówką i jedyną w Prusiech. Po kasacie zakonu i zagrabieniu klasztornych dóbr prusaki mnożyli na nich swoje fenysie pozostawiając kościół w ramach diecezji. Prawdziwa hekatomba dla tych terenów miała miejsce w czasie szwedzkiego potopu. Ci zdziczali grabieżcy i mordercy w swojej protestanckiej furii niszczenia, okrucieństwa i zabijania z pewnością zdecydowanie prześcignęli diabelskie tatarskie hordy. Rabowali w całej Polsce wszystko, nie tylko kosztowności, ale również dzieła sztuki, meble i wyposażenie.  Wyrywali marmury i framugi z drzwiami, zrywali kafelki z podłóg itd. Wszystko to płynęło Wisłą (obok Topolna) do Szwecji tysiącami statków. Swoim też zwyczajem raz po raz wpadali Rosjanie, nakładali uciążliwe kontrybucje i wypadali. Niby normalka, ale tereny te charakteryzowały się jeszcze jednym uciążliwym aspektem. Były to tereny tzw. pogranicza. Patrząc dzisiaj na mapę Polski można by powiedzieć, że to pomyłka, ale niestety była to w tym miejscu wielosetletnia rzeczywistość. Zabiegi germanizacyjne i zabiegi protestyzancyjne tworzyły dosyć skomplikowaną siatkę geoludnościową. Odwieczne rody szlacheckie, poszlacheckie i chłopskie stawały się coraz mniej liczne. Dzisiaj parafia Topolno obejmująca klika wsi zachowała kilkanaście tych starych rodów, które tkwią tu od kilku wieków. Zdumiewające jest, że wyciszanie topolneńskiego sanktuarium trwało jeszcze długo po II wojnie światowej. W dużej mierze przyczyniła się do tego sama diecezja pelplińska, która „mocno niezainteresowana” była odkrywaniem i rozwojem tego skarbu w szczerym polu a swoje zainteresowanie kierowała w kierunku bardziej „rokujących” ośrodków sanktuaryjnych jak na przykład w sąsiednim Świeciu. Parafianom „dostawało się” ze wszystkich stron. Najbardziej dokuczliwa była postać jednego z powojennych proboszczów – księdza z niesławnej grupy „księży-patriotów”. Pozostał on w pamięci jako proboszcz, którego nic nie interesowało a już najmniej sprawy parafii. Można tu usłyszeć historię o tym jak któregoś ranka parafianie wyciągnęli swojego proboszcza z autobusu informując go, że owszem może wyjechać tego dnia, ale dopiero po odprawieniu mszy odpustowej.

     Cudowny obraz Matki Boskiej. Wykonany został na świerkowym drewnie w XV lub XVI wieku. Nieznany jest autor obrazu i nieznane jest miejsce jego pochodzenia. Przypłynął od południa i tam gdzieś z jednej lub drugiej strony Wisły został do niej wrzucony. A pochodzi pewnie, z któregoś z kościołów opanowanych i niszczonych przez szerzącą się zarazę protestantyzmu. Wykonany jest w stylu jasnogórskim. Madonna Jasnogórska jest w tym obrazie tak oczywista, że nie wymaga to żadnego uzasadnienia. Oczywistym jest też, że wzrok fundatorów kościoła padł na paulinów jako na gospodarzy przyszłego sanktuarium.

     Obraz od początku przyciągał ogromne rzesze pielgrzymujących do niego wiernych. Przybywali tutaj i otrzymywali. Wiele otrzymanych łask było w istocie cudami. Ojcowie paulini szybko zaprowadzili księgę łask i cudów, w której zapisywali wszystkie niezwykłe wydarzenia jakie miały miejsce w sanktuarium lub które tutaj zostały zapoczątkowane.  Udokumentowane uzdrowienia dotyczyły w większości chorób oczu i nóg.

     W połowie XVIII wieku ojcowie paulini nałożyli na obraz bogato zdobione srebrne sukienki. Natomiast wcześniej około 1720 roku częstochowscy paulini przekazali sanktuarium w Topolnie koronę Matki Bożej. Korona ta była darem-wotum króla Władysława IV dla Matki Bożej Częstochowskiej i do czasu przekazania do Topolna zdobiła jasnogórski wizerunek Matki Bożej.

     Warstwowe sanktuarium.   Okazało się, że ten kościół, pełen niesamowitego wyposażenia kryje wiele niespodzianek po zdrapaniu w różnych miejscach farby. Tak było z balustradą empory chóru i znajdującymi się tam muzycznymi polichromiami. Tak też było z konfesjonałami. Pochodzące z XVII wieku zostały w 1977 roku poddane zabiegom konserwatorskim i okazało się, że pod wierzchnią farbą kryją się malowidła, które czynią je jednymi z najciekawszych tego typu dzieł w Polsce. Malowidła kolorystycznie opierają się na czerni i czerwieni. Skuty łańcuchami diabeł w ogniu i sam ziejący ogniem otoczony jest obrzydliwymi gadami. Widoczny na konfesjonale nad tym malunkiem napis brzmi „Spójrz przechodniu i ty możesz znaleźć się w podobnej sytuacji”. Napis jest po łacinie, ale zestawiony z obrazem sprawia, że nawet dzieci stają się poliglotami i z grubsza rozumieją co tam jest napisane.

      W natłoku wyposażenia, dając sobie chwilę czasu na jego kontemplację, zaczyna nas wciągać podziw i pewne emocjonalne przeżywanie. Podziw może budzić rama obrazu, na którym „święty świętych” św. Antoni na otwartej księdze unosi Dzieciątko Jezus. Sama rama jakby się „wściekła z radości” obejmując tę scenę. Rama to w istocie zbiór rzeźb pełnoprzestrzennych i stiukowych łącznie z Bogiem Ojcem rozciągającym nad tą sceną swoje błogosławiące ręce. Inne refleksje budzi medytacja nad obrazem ze świętym Józefem i Dzieciątkim Jezus. Ikonografia przyzwyczaiła nas do ukazywania św. Józefa jako wzoru odpowiedzialnego opiekuna, cichej i wycofanej jakby osoby a jednocześnie heroicznej ziemskiej podpory Świętej Rodziny. Tutaj zobaczymy go z Dzieciątkiem wtulonym w jego brodę. Św. Józef odbiera i oddaje tę czułość, trzyma swoją rozkwitniętą laskę, ale jego wyraz twarzy ma w sobie coś co wydaje się mówić „Ale się porobiło”. Te i wiele innych elementów wyposażenia kościoła łącznie z ołtarzem głównym wydaje się idealnym miejscem, aby pogrążyć się w spokojnej modlitwie. Ale nie takiej skupionej z pochyloną głową. Tu wszystko zaczepia, wciąga i każe się rozglądać. Wszystko o czymś mówi i wywołuje jakieś emocje. Matka Boża patrzy na to z ołtarza. Czuć jakby pod Jej poważnym obliczem skrywał się uśmiech zadowolenia bowiem widzi, że ta atmosfera i przywraca i wzmacnia wiarę człowieka i że on czuje się w tym szczęśliwy.

  Największa i najpiękniejsza tajemnica sanktuarium – depozyt tradycji u wiernych.   Wiedza o świątynnych skarbach wyparowała z zapisów i dokumentów. Prawdopodobnie wraz z przekazywaniem wyposażenia trafiały do Topolna odpowiednie akta. Tym samym nie posiadały ich ani jasnogórskie ani mocno przetrzebione topolskie archiwa. Około roku 1720 częstochowscy paulini przekazali do Topolna koronę Matki Bożej - wotum króla Władysława IV, która wcześniej umieszczona była na Obrazie Jasnogórskim. W roku 1980 ojcowie Paulini przeprowadzili inwentaryzację zabytków w kościele, którego niegdyś byli kustoszami. Dokonali wtedy „rewelacyjnego” odkrycia: korona Matki Bożej, to poszukiwana przez nich "korona Władysława IV z Obrazu Jasnogórskiego". Przez wiele lat historia zamknęła koronę w niepamięci (chociaż fizycznie w Topolnie wciąż była.) Podobnie w niepamięci zaginęło mnóstwo wyposażenia jak i pewien dorobek duchowej świetności sanktuarium. A jednak nie do końca. Wszystko to przetrwało w tradycji i pamięci owych wspomnianych wcześniej starych katolickich rodów zamieszkujących okolice Topolna. Okazało się, że najbardziej fantastyczne przekazy (innym językiem niż archiwalia) zastąpiły dokumenty. Zupełnym odlotem fantazji wydawały się być opowieści o klejnotach w koronie Matki Bożej. I tu jednak okazało się, że opowieści te nie „odstępowały” od rzeczywistości. W pewien sposób zaczęto więc iść śladem tych informacji o rzeczach i wydarzeniach. Niemal wszystko okazało się prawdą. Przy okazji jednak zarysował się inny skarb. Żywy, głęboki, mądry i ciepły depozyt wiary okolicznego ludu. To co „trudna” miejscowa historia wymiotła z oficjalnego obiegu i archiwów tutaj trwało. W rzeczy samej celem „tej trudnej historii” nie była grabież materialnego dziedzictwa, ale właśnie zniszczenie tego depozytu. To on okazał się największym skarbem. Ten fenomen okazał się być najwspanialszym klejnotem godnym zdobić koronę Matki Bożej. Jej trudne królowanie na tej ziemi nie było bezowocne.

     Wycieczka ze św. Rochem na wzgórze św. Rocha. Wdeptać w glebę historię Topolna udało się niedaleko kościoła. Ćwierć kilometra od świątyni rozpoczyna się szlak prowadzący na szczyt wzgórza św. Rocha. Po drodze miniemy źródełko św. Rocha, ale kaplicy na szczycie nie zobaczymy, bowiem już jej tam nie ma. Ruszając w to miejsce raz po raz nachodzi refleksja o opuszczeniu i zaniedbaniu. Mało kto wie, że jest to resztka diabelskiego swądu starych czasów, kiedy to komisja kolonizacyjna zabroniła odbudowy kaplicy na szczycie wzgórza uzasadniając to tym, że mogłyby się tu odbywać pielgrzymki. Próbowały wzgórze odzyskać siostry pasterki, które kiedyś były jego właścicielkami, ale z obecnymi właścicielami nie ma nawet podejścia do tematu. Czy przyjdzie kiedyś czas, żeby dziedzicom zaborców i bandziorów można było w twarz powiedzieć „Wynocha ze świętych miejsc!”. Nie poprawnie politycznie, grzecznie i cicho, i najlepiej za plecami, żeby się nie narażać, ale grzecznie i głooośno! i skutecznie. „Wynocha ze świętych miejsc, tego i wszystkich innych!”

   Święty Roch mocno i wyraźnie obecny jest w wystroju kościoła. Trzeba też wiedzieć, że dawniejszymi czasy miały w kościele miejsce odpusty św. Rocha. „Wiele ludu się na nim zjawiało” wielką bowiem cześć miał tu patron przeciw zarazom. Na wzgórzu św. Rocha obok kaplicy chowano zmarłych na cholerę okolicznych mieszkańców tak z ludu jak i różnych znacznych rodów.

    Dzisiaj wiele map i przewodników turystycznych kieruje naszą uwagę na źródełko św. Rocha. Niektóre nazywają je leczniczo cudownym.  W rzeczy samej woda ze źródełka obecnie nie nadaje się do picia jest bowiem zbyt zażelaziona. Nie ma też żadnych przekazów, aby Mocą Bożą dokonywały się tu uleczenia i uzdrowienia.

Źródło św. Rocha na wzgórzu św. Rocha jest ściśle zespolone z sanktuarium i objawieniami Matki Bożej w Topolnie. Można je określić jako cudowne chociaż nie zachowały się żadne przekazy o jego „cudowności”. Można powiedzieć, że mając na uwadze specyfikę miejsca źródełko nie „przeszkadzało” Matce Bożej. Jednak okoliczna ludność wierzyła w niezwykłe właściwości źródlanej wody. Szczególnie od XVI wieku w połączeniu z kultem św. Rocha tak że wzgórze św. Rocha jak i źródło św. Rocha stały się miejscem pielgrzymek ludności, która wierzyła w moc tego miejsca.

JC